Serwis zawiera materiały erotyczne przeznaczone dla osób pełnoletnich !!!
Jeśli nie ukończyłeś 18 lat, musisz opuścić stronę !






 
Nagłówki

Forum - Szkoła BDSM



NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » FETYSZ » ŁASKOTKI

Przejdz do dołu strony<<<Strona: 2 / 2    strony: 1[2]

Łaskotki

  
PaniMartynna
07.12.2010 15:42:59
poziom 5



Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Warszawa

Posty: 522 #
Od: 2010-2-7
naprawdę? no to jestem pod wrażeniem. Gratulujęoczko
_________________
kontakt do mnie
gg10054926
  
Robo
  
DominaSaba
10.12.2010 09:15:01
poziom 4

Grupa: Użytkownik

Posty: 395 #
Od: 2010-2-7
no widać że się staraoczko
  
BlackMoon
11.12.2010 09:31:00
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 31 #
Od: 2010-9-11
Opowiadanie: "Oszukać Przeznaczenie".

(1) Przepowiednia

Wilgotne polana cicho skwierczały, a z ognia wydobywały się kłęby dymu. Jak przez mgłę widziałem na przeciw siebie starą kobietę, okrytą postrzępionym łachmanem. Jej twarz upstrzona była wieloma bliznami. W na wpół otwartych ustach ujrzałem resztki próchniejących zębów.
Kobieta przymknęła oczy i lekko kiwała się na boki. Mamrotała coś pod nosem, ale nie mogłem zrozumieć żadnego słowa.
Nagle ciałem kobiety wstrząsnęły konwulsje. Dostała drgawek i przewróciła się na plecy. Zaczęła wykrzykiwać jakieś niezrozumiałe zdania.
Podszedłem do niej i chwyciłem ją za ręce. Spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem ogień. Przełknąłem z trudem ślinę. Zacząłem się bać tej kobiety. Była jak w transie.
- Co się dzieje? - spytałem zdenerwowany.
- Widzę potężną moc, skrytą w anielskiej powłoce. - zaskrzeczała starucha. - Do jej zawładnięcia dąży mroczna diablica, która kryje się w mglistej dolinie. Musisz obezwładnić obie, Velgeroth, gdyż zabicie jednej nie spowoduje zażegnania niebezpieczeństwa.
- Ale nie wiem, kim one są? - niecierpliwiłem się. - Gdzie mam ich szukać?
- Jesteś błyskotliwy, inkwizytorze. Mam jeszcze jedną wiadomość dla ciebie. Musisz z anielicy wydobyć zarówno śmiech jak i krzyk. Tylko w ten sposób pozbędziesz ją mocy.
- Skąd będę wiedział, że już tej mocy nie posiada?
- Gdy ostatnie ziarenko piasku w klepsydrze znajdzie się w dolnej części naczynia.
Kobieta odwróciła się i sięgnęła po skórzaną sakwę. Pociągnęła z niej łyk wody. Oblizała spieczone usta.
- Idź już. - powiedziała cicho. - Czas płynie nieubłaganie.
Podniosłem się z ziemi i otrzepałem płaszcz z zeschniętych liści. Już miałem odejść, gdy nagle coś sobie przypomniałem. Pochyliłem się staruszce do ucha.
- Wiesz, dlaczego jeszcze nie znalazłaś się przed ławą? - spytałem szeptem.
- Może mnie oświecisz? - Kobieta uśmiechnęła się.
- Dlatego, że tylko ja wiem o twym istnieniu i poza tym jesteś źródłem cennych informacji, które zawsze się sprawdzają.
Podniosłem się z ziemi i skierowałem do pozostawionego nieopodal konia.
Po pewnym czasie przybyłem do Fares i zacząłem przygotowania do trudnej i niebezpiecznej wyprawy.

(2) Porwanie

Postanowiłem udać się do klasztoru Laris, aby zasięgnąć informacji. Duchowni zawsze dysponowali większą wiedzą od innych. Chciałem porozmawiać z opatem Dagertem, czy nie zauważył czegoś podejrzanego wśród ludzi przybywających do tego świętego miejsca. Musiałem dostać choćby najmniejszy ślad, starucha nie dała mi konkretnych wskazówek.
Z Fares do Laris nie jest daleko, biorąc pod uwagę odległości do innych, najbliżej położonych wsi czy miast. Dlatego pod wieczór ujrzałem solidną drewnianą bramę, broniącą dostępu do zabudowań klasztornych. Zsiadłem z konia i stuknąłem parę razy mosiężną kołatką. Po chwili otworzyło się zakratowane okienko w bramie i ujrzałem w nim twarz młodego mnicha.
- Słucham, Panie. - powiedział lekko przestraszony.
- Otwieraj! Chcę się widzieć z opatem. Powiedz mu, że przybył Velgeroth. - krzyknąłem spod bramy.
Okienko się zamknęło a uchyliło się jedno skrzydło wrót.
- Wejdź, Panie. - mnich skłonił się prawie do ziemi. - Zaraz powiadomię opata o waszym przybyciu.
Podszedł do mnie drugi z mnichów i zaprowadził konia do stajni.
Przeszedłem się po ogrodzie. Ominąłem wyschnięty staw, usytuowany po środku ogrodu i znalazłem się w pobliżu kwatery, którą do niedawna zamieszkiwał Cadfael, mnich - detektyw i zarazem mój najlepszy przyjaciel.
Nie zdążyłem jednak wejść do środka, bo w moim kierunku zmierzał wysoki i chudy mężczyzna w mnisim habicie. Miał zapadnięte policzki i małą czarną bródkę. Jego wygląd mówił mi, że ma może czterdzieści lat.
- Witam dostojnego gościa. - rzekł na powitanie. - Co was do nas sprowadza, Panie?
- Musimy porozmawiać, ale bez świadków. - popatrzyłem wymownie na dwóch mnichów towarzyszących opatowi.
- Zostawcie nas samych. - zwrócił się opat do podwładnych.
Przeszliśmy kilka kroków i usiedliśmy na małej ławeczce, znajdującej się tuż nad stawem.
Odetchnąłem świeżym, jesiennym powietrzem. Rozejrzałem się po ogrodzie. Różnobarwne liście, zalegające gnieniegdzie trawę, mieniły się w promieniach zachodzącego słońca. Cisza, spokój, żadnych problemów z nawracaniem niewiernych na właściwą drogę. Przymknąłem oczy i na chwilę zapomniałem, po co w ogóle przybyłem do klasztoru. Z zamyślenia wyrwał mnie głos opata:
- Dobrze się czujesz, Panie?
- Nigdy nie czułem się lepiej. - powiedziałem, otwierając oczy.
- Zatem z czym do nas przychodzisz? - opat okazał ciekawość.
- Mam do wykonania delikatne zadanie. - zacząłem. - Muszę odnaleźć dziewczynę, posiadającą potężną moc. Ona nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że jej moc jest niebezpieczna dla innych, zwłaszcza jeżeli zostanie użyta przez wprawnego maga czy inteligentną czarownicę.
- Czego ode mnie oczekujesz?
- Nie zauważyłeś opacie czegoś dziwnego wśród wiernych, którzy odwiedzają klasztor? - spytałem zdenerwowany.
Dagert pogładził swoją bródkę i zamyślił się głęboko. Nagle aż podskoczył na ławce doznając olśnienia.
- W ostatnie święto była u nas młoda dziewczyna. Nazywa się Sara i mieszka niedaleko klasztoru w wiosce Soren. Zauważyłem, że się dziwnie zachowuje, jest rozkojarzona, przypadkiem na jej karku dostrzegłem mały znak. Gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem czarnego pająka na tle misternej sieci.
- Dlaczego nie poinformowałeś nas o tym fakcie? Inkwizytorium powinno się zająć tą sprawą.
- Nie chciałem podnosić alarmu, bo nie wiadomo, czy ta dziewczyna ma coś wspólnego z zakazanymi praktykami. - wykręcił się opat.
- Pozwolisz, że to my będziemy o tym decydować. - powiedziałem groźnie. - A teraz przygotujcie mi jakąś kwaterę do spania. Do Soren wyruszę jutro o świcie.
Wstaliśmy z ławki i udaliśmy się do budynku gościnnego. Po jakimś czasie jeden z mnichów zaprowadził mnie do pokoju na piętrze. Musiałem wypocząć, bo nie zdawałem sobie sprawy, że zadanie będzie trudniejsze niż się spodziewałem.

Ranek wstał pogodny, ale mglisty. Zszedłem na dół do refektarza i w milczeniu zjadłem śniadanie. Później udałem się wraz z opatem do stajni.
- Wierzę w ciebie, inkwizytorze. Niech Bóg cię ma w swojej opiece. - Dagert wykonał w powietrzu znak krzyża.
- Nie zawiodę Go, opacie. - odrzekłem, wskakując na konia.
Mnisi otworzyli bramę i ruszyłem leśnym traktem do wioski Soren.
Docierałem do celu podróży, gdy w nozdrza uderzył mnie znajomy zapach. Poczułem smród spalenizny. Szybciej popędziłem konia, aby sprawdzić, że się mylę. Zza zakrętu drogi moim oczom ukazał się makabryczny widok. Zatrzymałem wierzchowca i z trudem z niego zsiadłem. Zapadłem się po kostki w popiele. Cała wioska została doszczętnie spalona. Między dymiącymi resztkami domów leżały zwęglone ludzkie ciała. Przeszedłem między zwłokami rozglądając się po pogorzelisku. Nagle usłyszałem cichy jęk, wydobywający się ze sterty niedopalonych ciał. Odsunąłem zwłoki jakiegoś mężczyzny i dostrzegłem konającego kowala.
- Co tu się stało? - spytałem przerażony.
Kowal z trudem przełknął ślinę. Z jego ust wypłynęła strużka krwi.
- Czterech jeźdźców w czarnych kaftanach. Jeden z nich miał maskę przedstawiającą trupią czaszkę. Wołali na niego Trisar. Porwali młodą dziewczynę a wioskę spalili.
Ruszyłem do pozostawionego na drodze konia, aby podać kowalowi wody. Odpiąłem skórzaną sakwę i wróciłem do konającego.
- Już za późno. - szepnął umierający kowal. - Dobij mnie.
- Nie mogę. - wyjęczałem, ocierając łzy. - Ale obiecuję ci, że dosięgnie ich ręka Boga.
Podniosłem się z ziemi. Już miałem odejść, ale zatrzymałem się na chwilę. Sięgnąłem po sztylet, schowany w cholewie buta. Rzuciłem go na pierś mężczyzny.
- Dziękuję. - usłyszałem cichy, jak lekki wiatr, zachrypnięty głos.
Wskakując na konia dobiegł mnie przytłumiony krzyk kowala. Obróciłem się. Wbił sobie sztylet w krtań. Szybka śmierć, to jedyne, co mogłem dla niego zrobić.

(3) Mglista dolina

Zrobiło się już prawie ciemno, gdy dotarłem w pobliże mglistej doliny. Cała okolica, jak i zamek Nadir, cieszyły się złą sławą. Jego właścicielką była szalona Jenet, o której mówiono, że postradała zmysły. Jej ludzie byli bezduszni i bezwzględni. Zawsze wykonywali jej rozkazy, nie robiły na nich wrażenia ludzkie tragedie.
Zsiadłem z konia i położyłem się w trawie u wejścia do doliny. W głębi dojrzałem potężny zamek z czterema wieżami, otulony gęstą, mleczną mgiełką. Od skraju lasu aż do zamku nie było żadnej roślinności, poza kilkoma uschniętymi drzewami, na których gnieździły się ogromne kruki. Ich potworny jazgot rozchodził się po całej dolinie.
W połowie drogi dolinę przecinał wąski strumień. Po drewnianym moście wolno przejeżdżał chłopski wóz. Zapewne wiózł do zamku jakąś strawę albo trunki dla nieobliczalnej Jenet.
Wyskoczyłem zza krzaków i pobiegłem w kierunku mostka. Dogoniłem wóz i niepostrzeżenie wskoczyłem na pakę, kryjąc się pod podziurawioną plandeką. Skryłem się za drewnianymi beczkami. Miałem rację, myśląc, że wiedźma zażyczyła sobie kolejnej porcji trunków.
Wozem kołysało na boki. Koła skrzypiały na nierównościach drogi. W końcu dotarliśmy do wrót zamku. Chłop zatrzymał wóz. Wyjrzałem przez otwór w plandece. Dostrzegłem dwóch strażników, którzy stali tuż przed bramą.
- Dokąd? - spytał jeden z nich, podchodząc do chłopa.
- Wiozę wino dla Jaśnie Pani. - zachrypiał chłop.
- Pokaż, co masz na wozie.
Wcisnąłem się bardziej między beczki. Strażnicy podeszli z tyłu i zajrzeli do wnętrza, oświetlając wszystko pochodniami. Nie zauważyli nic ciekawego i podeszli do chłopa.
- Dobrze, możesz wjechać. - powiedział drugi ze strażników. - Wpuśćcie go! - krzyknął w kierunku bramy.
Stalowa krata po chwili zaczęła się podnosić. Wóz ruszył z miejsca i mijając bramę wjechał na obszerny dziedziniec.
Podeszło zaraz dwóch pachołków, którzy zaczęli rozładowywać wóz. Gdy odeszli, niosąc beczki, wyskoczyłem z paki i ukryłem się za załomem murów. Namacałem z tyłu jakiś skobel i otworzyłem drzwi. Wślizgnąłem się do wnętrza niedużej izby. Wyjąłem spod kaftana świecę i przystawiłem ją do płonącej pochodni. Wyszedłem z pomieszczenia drugimi drzwiami i znalazłem się w wąskim korytarzu. Ruszyłem przed siebie, dokładnie oświetlając ściany i posadzkę.
Nagle usłyszałem czyjeś głosy. Wcisnąłem się w boczną wnękę i straciłem grunt pod stopami. Poleciałem w dół i wpadłem do lodowatej wody. Świeca zaskwierczała i zgasła. Zrobiło się prawie całkiem ciemno. Ręce i nogi zaczęły mi cierpnąć od zimna i wilgoci. Rozejrzałem się na boki. Znalazłem się chyba w jakimś kanale, odprowadzającym wodę. Podpłynąłem do brzegu i spróbowałem wydostać się z wody. Podciągnąłem się i już miałem wyjść na kamienny gzyms, ciągnący się wzdłuż kanału, gdy nagle coś śliskiego okręciło się wokół mojej nogi i pociągnęło mnie do wody. Wpadłem z pluskiem w ciemną toń. Chciałem uwolnić się z uścisku, ale napastnik coraz bardziej zacieśniał chwyt, niemal miażdżąc mi kości. Zaczęło mi brakować powietrza. Sięgnąłem do cholewy buta, ale nie wyczułem sztyletu.
- "O cholera!" - przemknęło mi przez myśl.
Obracając się w wodzie i próbując rozluźnić uścisk, wyjąłem z trudem miecz z pochwy. Zacząłem nacinać nim skórę potwora, uszkadzając mięśnie. Poczułem, że napastnik zwolnił uchwyt. Z ogromnym wysiłkiem wypłynąłem na powierzchnię. Rzuciłem miecz na kamienny gzyms i trzymając się brzegu łapałem w płuca jak najwięcej powietrza. Mało pod tą wodą się nie udusiłem.
Odpocząłem chwilę i wydostałem się na brzeg. Ręce i nogi mi ścierpły od zimna. Zdjąłem mokry kaftan i zacząłem rościerać zmarznięte kończyny, aż poczułem ciepło krążącej krwi.
Podniosłem się z ziemi. Schowałem miecz a kaftan przerzuciłem przez ramię. Szedłem po omacku, dotykając dłonią wilgotnej ściany tunelu. Po kilkudziesięciu krokach zauważyłem po prawej stronie nikłe światło, prześwitujące przez szczeliny w murze. Przeszedłem jeszcze kilka kroków i natrafiłem na drewniane drzwi. Pchnąłem je do środka. Oślepił mnie blask płonących pochodni. Wszedłem na kamienny taras. Spojrzałem w dół komnaty i ujrzałem dobrze wyposażoną salę tortur. Po chwili usłyszałem zbliżające się odgłosy kilku osób. Drzwi do izby się otworzyły i do środka weszła Jenet a za nią wkroczyło dwóch strażników, ciągnących za sobą opierającą się młodą dziewczynę. Szybko i sprawnie rozciągnęli ją na stole, ustawionym po środku izby. Ręce i nogi zakuli w stalowe obręcze.
- Nie chcesz mi powiedzieć, gdzie ukryłaś magiczny pierścień? Sama twoja moc mi nie wystarczy, drogie dziecko. Aby zawładnąć tą nieobliczalną mocą muszę mieć jeszcze pierścień! - krzyknęła wiedźma.
Dziewczyna nie odezwała się nawet słowem. W milczeniu obserwowała miotającą się starą kobietę.
- Wyjdźcie i mi nie przeszkadzajcie! - Jenet zwróciła się do strażników, którzy bez słowa opuścili salę tortur.
A ja poczułem narastające podniecenie. Wreszcie będę mógł się przyjrzeć, jak nad ofiarą pracują inni. Z zaciekawieniem obserwowałem poczynania Jenet, która, ku mej uciesze, podeszła do stóp dziewczyny i zdjęła jej buty. Mogłem nacieszyć swój wzrok ładnymi, delikatnymi stopami.
- Pytam poraz ostatni, gdzie jest pierścień?! - wrzasnęła podirytowana wiedźma.
Nadal cisza.
Jenet stanęła na wprost stóp dziewczyny i powolnym ruchem zaczęła łaskotać delikatne podeszwy. Młodę dziewczę szarpnęło się jak w amoku. Gdy wiedźma zwiększyła prędkość ruchu palców na stopach torturowanej, ta zaczęła wyrywać się, ruszać tułowiem na boki i rzucać jak ryba w sieci. Jej głośny, wręcz histeryczny śmiech odbił się od ścian izby. Miało się wrażenie, że potrafi nawet skruszyć gruby mur. Dziewczyna wrzeszczała jak opętana. Jenet nie przerywała łaskotania, chcąc na tyle wymęczyć dziewczynę, aż ta będzie skłonna wszystko powiedzieć.
Z niemym uwielbieniem patrzyłem na tą scenę, napawając się widokiem torturowanej i jej mocnym i dźwięcznym śmiechem.
- Gdzie jest pierścień?! - ponownie spytała wiedźma, nie odrywając palców od stóp dziewczyny.
Ciągłe łaskotanie spowodowało, że męczona nie miała siły błagać o litość i zaprzestanie tortury.
- Gdzie?! - Jenet była coraz bardziej wściekła.
Wystarczająco się napatrzyłem na to widowisko. Zeskoczyłem z tarasu na posadzkę, tuż obok wiedźmy. Ta, zaskoczona moim nagłym pojawieniem się, oderwała palce od stóp dziewczyny. Chciała krzyknąć i wezwać strażników, ale zatkałem jej usta dłonią a drugą ręką skręciłem kark. Trzasnęły łamane kości. Upuściłem Jenet na posadzkę i odepchnąłem ją kilka metrów od łoża tortur.
- Dzięki ci, Panie. - wyjęczała dziewczyna. - Myślałam, że ta jędza zamęczy mnie na śmierć. A ja na prawdę nie wiem, o jaki pierścień jej chodziło.
- Nie martw się. - odrzekłem spokojnie. - Z jej strony nic ci już nie grozi.
Pod ścianą, na małym stoliku zobaczyłem klepsydrę. Wziąłem ją do ręki i postawiłem na samym brzegu. Obok leżała metrowa, cienka trzcinka z bambusa. Chwyciłem ją ze stołu i przekręciłem klepsydrę. Piasek leniwie zaczął przesypywać się przez wąską szklaną szczelinę.
Podszedłem do stóp dziewczyny.
- Co zamierzasz?! Uwolnij mnie! - krzyknęła wystraszona.
- Część twojej mocy zabrała ci ta wiedźma wydobywając z ciebie śmiech. Ja muszę dokończyć dzieła, zmuszając cię do krzyku. Nie martw się, będę cię chłostał tylko do momentu, aż cały piasek w klepsydrze znajdzie się w dolnej części naczynia.
- Co?!
Zamachnąłem się i ze świstem trzcinka opadła na bose podeszwy. Dziewczyna wrzasnęła z bólu jak rażona piorunem. Zacząłem wymierzać kolejne razy, aż na skórze stóp pojawiły się sine wybroczyny. Jeszcze kilka uderzeń i w miejscach trafionych trzcinką pokazały się nitki krwi.
Dziewczyna krzyczała ile sił w płucach, za każdym uderzeniem. Piasek przesypał się dopiero do połowy. Zmęczyłem się tym biczowaniem. Rzuciłem trzcinkę na podłogę i chwyciłem płonącą pochodnię. Przystawiłem ją do stóp dziewczyny a krew na skórze zaczęła aż wrzeć od nadmiernego gorąca. Po chwili poczułem swąd palonego mięsa. Podeszwy dziewczyny zrobiły się czarne jak węgiel.
- Nie wytrzymam dłużej! Aaaa...! - torturowana straciła przytomność i opadła na stół.
Obejrzałem się. Piasek w klepsydrze przesypał się do końca. Odjąłem pochodnię od stóp dziewczyny i włożyłem ją w uchwyt na ścianie. Wyjąłem miecz i odciąłem dziewczynie głowę. Krew trysnęła na boki, ochlapując posadzkę i mój kaftan.
Oszukałem przeznaczenie.

(4) Wydostać się z piekła

Za drzwiami usłyszałem czyjeś kroki. Chwyciłem z ziemi zwój liny i zarzuciłem go na ozdobny palik, okalający taras. Zacząłem się wspinać, gdy drzwi do sali tortur się otworzyły i wbiegło trzech strażników.
- Brać go! - krzyknął jeden z nich.
Drugi chwycił koniec liny i zaczął nią poruszać na boki. Puściłem się i upadłem na posadzkę. Błyskawicznie się podniosłem i wyjąłem miecz. Strażnicy ruszyli na mnie z impetem. Z trudem sparowałem ciosy dwóch z nich, trzeci trafił mieczem o kamienną ścianę. Próbowałem nie dać się okrążyć. Stanąłem po jednej stronie ławy, na której leżało ciało dziewczyny, a po drugiej strażnicy. Nagle jeden z nich wskoczył na ławę i chciał zadać cios. Zachwiał się, a ja wykorzystując ten fakt, obciąłem mu nogę tuż pod kolanem. Mężczyzna zawył z bólu i spadł na posadzkę. Strąciłem z ławy resztę jego krwawiącej nogi i przejąłem inicjatywę. Naparłem na pozostałych strażników, wypychając ich poza salę tortur. Zamknąłem za nimi drzwi i zastawiłem je drewnianą belką, którą włożyłem w uchwyty, znajdujące się po bokach framugi.
Schowałem miecz i ponownie zacząłem się wspinać po linie. Już miałem złapać się rantu kamiennego tarasu, gdy usłyszałem znajomy świst i poczułem strzałę, przebijającą moje prawe udo. Krzyknąłem z bólu i wydostałem się z trudem na taras.
Krew sączyła się z rany. Musiałem wyjąć strzałę, nie wiedziałem czy nie jest zatruta. Chwyciłem ze ściany pochodnię. Rozerwałem spodnie i obejrzałem ranę. Położyłem pochodnię na posadzce i chwyciłem oburącz za wystający fragment strzały. Zacisnąłem zęby i mocno szarpnąłem. Poczułem nieokiełznany ból. Mało nie straciłem przytomności. Ale najgorsze dopiero mnie czekało. Nie miałem czym zatamować krwi ani odkazić rany. Popatrzyłem z przerażeniem na płonącą pochodnię.
- Aaaa! - doleciał mych nozdrzy smród z przypalonej rany. Straciłem przytomność.

Ocknąłem się po pewnym czasie. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz i dotkliwy ziąb. Zorientowałem się, że nadal znajduję się na tarasie. Wziąłem miecz i kulejąc wyszedłem na korytarz. W drugim ręku trzymałem pochodnię. Przemieszczałem się wąskim gzymsem, ciągnącym się wzdłuż kanału. Dotarłem do rozwidlenia. Poszedłem w lewo i nagle chodnik urwał się. Znalazłem się u wylotu kanału, tuż nad fosą. Schowałem miecz do pochwy i położyłem pochodnię na gzymsie. Stanąłem na krawędzi otworu i skoczyłem do wody. Po paru minutach znalazłem się na drugim brzegu. Wydostałem się na ląd i ukryłem w gęstych krzakach, obrastających fosę. Po krótkim odpoczynku ruszyłem w powrotną drogę do, pozostawionego na skraju lasu, konia.

Po wyczerpującej podróży dotarłem do klasztoru Laris. Mnisi zaprowadzili mnie do infirmerii.
Po chwili zjawił się u mego boku opat Dagert.
- Paskudna rana, Velgeroth. - powiedział, zaglądając przez dziurę w spodniach.
- Nie ma to jak dobre słowo. - zauważyłem ironicznie.
- Nie przejmuj się. Mnisi się tobą zajmą. Myślę, że nie gorzej niż Cadfael.
- Mam nadzieję.
- A jak wyprawa? Zakończyła się sukcesem? - dopytywał się opat.
- Jak się za coś biorę, to muszę wykonać zadanie. Poza tym Bóg nade mną czuwał.
- I chwała mu za to. - dodał Dagert.
- Amen.
  
PaniMartynna
11.12.2010 12:34:29
poziom 5



Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Warszawa

Posty: 522 #
Od: 2010-2-7
fajne opowiadanko ,chętnie poczytam inne .Na pewno inni uzytkownicy tez będą zainteresowani .
_________________
kontakt do mnie
gg10054926
  
BlackMoon
16.01.2011 18:38:21
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 31 #
Od: 2010-9-11
Opowiadanie napisane przez moją siostrę. Miłej lektury.

Opowiadanie "Dom Łaskotek"

Stany, Stany, Stany...
Nareszcie miałam okazję zobaczyć, jak się żyje w mieście Aniołów.
Z lotniska zabrała mnie oczywiście żółta taksówka, która po kilkunastu minutach jazdy zawiozła mnie do niedrogiego i uroczego hotelu. Dokładnie nie pamiętam, jakie sklepy, kluby i inne atrakcje mijałam po drodze, ale pod koniec trasy, w bocznej uliczce ujrzałam nieduży neon z napisem: "Dom łaskotek". Taksówka minęła ów dom, a ja odwrócona w kierunku tylnej szyby patrzyłam jak zahipnotyzowana na czerwony neon.
Kierowca zatrzymał wóz u kresu podróży pod pomalowanym na biało skromnym hotelem. Zapłaciłam za kurs i odebrałam z rąk miłego taksówkarza swoją walizkę, którą przed chwilą wyjął z kufra.
Chwyciłam swój bagaż i nieśpiesznie weszłam do budynku. Znalazłam się w niewielkim holu i podeszłam do recepcji.

- Dzień dobry. Chciałam wynająć u państwa pokój na tydzień.

- Oczywiście. - uśmiechnęła się średniego wzrostu blondynka w granatowym żakiecie. - Proszę tylko wypełnić kartę meldunkową.

Podała mi jakiś formularz i pióro. Stanęłam z boku. Zapisałam wszystkie niezbędne rubryki i podałam kartkę recepcjonistce. Później uiściłam opłatę za pobyt w hotelu i z kluczem do pokoju nr. 202 ruszyłam do windy. Wjechałam na drugie piętro i skierowałam się długim korytarzem do swojego pokoju. Weszłam do środka i upuściłam walizkę z wrażenia. Jak na tak niski wydatek, który pobierano za wynajem, pokój wyglądał jak apartament prezydencki. Albo mi się tak tylko zdawało, porównując owe pomieszczenie ze swoją klitką w Warszawie. Łoże miało conajmniej dwa metry długości i półtora szerokości, co przy moich 165 centymetrach wzrostu i filigranowej figurze, było ogromne. Zasłane białą puszystą pościelą czekało, aby zanurzyć się w jego chłodnych objęciach. Usiadłam na jego brzegu i zrzuciłam z nóg wysokie czarne szpilki, które ubierałam na wyjątkowe okazje, ale podróż tutaj do takich właśnie należała. Położyłam się i przejechałam dłonią po aksamitnej powierzchni kołdry, chłodnej i elektryzującej moje zmysły. Odpłynęłam wpatrując się w ogromny wentylator na suficie. W pokoju znajdowała się również klimatyzacja ale ten przedmiot był jeszcze naleciałością dawnych czasów i zostawiono go chyba przez sentyment.
Zasnęłam na krótki moment. Wstałam po paru minutach z łóżka i po drodze zrucając z siebie pozostałą część garderoby poszłam pod prysznic. Na moje drobne kobiece ciało zaczęły padać ciepłe krople wody. Znalazłam się w błogim stanie ukojenia, masując swoje krągłości. Spłukałam pianę z szamponu i płynu do kąpieli. Wycierałam mokre włosy idąc nago do pozostawionej przy drzwiach walizki. Ubrałam się bardziej wygodnie, zastępując gustowny kostium białym t-shirt'em, niebieską dżinsową mini. Na nogi naciągnęłam cieliste rajstopy a po chwili swoje ulubione czarne szpilki. Chwyciłam jeszcze małą torebkę, do której wrzuciłam kilka niezbędnych dodatków i ruszyłam na miasto.

Skierowałam swe kroki do absorbującego budynku z napisem "Dom łaskotek". Byłam ciekawa, jak wygląda w środku, czy jest to może coś w rodzaju klubu? Ciekawość była tak silna, że przez moment nawet zapomniałam o swojej ogromnej wrażliwości na ten bodziec. Z głową podniesioną do góry pewnie kroczyłam do "jaskini lwa".
Przed wejściem zatrzymał mnie potężnie zbudowany mężczyzna około trzydziestki w białym t-shircie i dżinsach.

- Poproszę dowód tożsamości albo kartę członkowską? - zahuczał swoim basem.

Sięgnęłam do torebki i podałam mu paszport. Trochę się nad nim zastanawiał, w końcu zwrócił mi go i wskazał ręką duże drewniane drzwi.
Weszłam do środka. Za dobrze wyposażonym barem stała młoda dziewczyna z dużym dekoltem, wyciętym w niebieskiej obcisłej sukience. Na całej powierzchni sali były porozstawiane stoliki i krzesła. Większość z nich była zajęta przez młodych ludzi, przeważała płeć żeńska. Wszyscy ubrani byli podobnie, czyli po "luzacku". Rozmawiali, śmiali się, popijali piwo ze szklanek. Typowy klub czy też pub dla rozrywki pospólstwa.

- "Dlaczego ten klub nosi taką nazwę? - pomyślałam ze zdziwieniem. - Przecież tu nic takiego się nie dzieje?"

Nagle podeszła do mnie średniego wzrostu brunetka, ubrana jak króliczek Playboya. Jej biały puszysty ogon kiwał się na boki. Chyba był źle przymocowany, albo takie było zamierzenie projektanta.

- Czym mogę służyć? - spytała uśmiechając się promiennie.

- Chciałam spytać, dlaczego ten klub nosi taką nazwę?

- Ach, to bardzo proste. - odpowiedziała brunetka. - Na dolnym poziomie mamy pomieszczenia dla specjalnych gości, natomiast na górze znajduje się zwykły pub.

- A mogłabym zwiedzić dolny poziom? - spytałam nieśmiało, wbijając wzrok w białe szpilki hostessy.

- Oczywiście, ale pod warunkiem założenia karty członkowskiej i wykupienia godzinnego seansu. Później dostęp do dolnego poziomu jest nieograniczony. Proszę się nie obawiać. - brunetka oślepiła mnie bielą swoich zębów. - Mamy tutaj zatrudnione prawdziwe profesjonalistki.

- Właśnie tego się obawiam. - bąknęłam pod nosem.

Obie zeszłyśmy schodami na dolną kondygnację. Od razu zmienił się wystrój wnętrza. Stało się ono bardziej ponure i straszne. Ściany zrobione z szarego kamienia były obwieszone pozłacanymi świecznikami i ogromnymi łańcuchami zakończonymi stalowymi obręczami. Posadzka wyłożona czerwonym dywanem tłumiła wszystkie odgłosy, przez co nawet nie słyszałam echa stukotu obcasów naszych butów. Stanęłyśmy na samym końcu korytarza, na wprost dużego mahoniowego stołu, za którym siedziała młoda kobieta z rudymi włosami do ramion. Miała na sobie czarny skórzany strój, coś w rodzaju kombinezonu. Podniosła na nas swoje brązowe oczy i zlustrowała groźnym wzrokiem. O dziwo, jej głos zabrzmiał bardzo łagodnie, kusząco.

- Słucham was, moje panie.

- Ta turystka - wskazała na mnie brunetka - chciała zapisać się do naszego klubu i wykupić na próbę godzinny seans.

- Dobrze. Proszę usiąść. - kiwnęła głową w kierunku stojącego o metr od stołu drewnianego fotela.

Spoczęłam w wyznaczonym miejscu i odprowadziłam wzrokiem brunetkę, która wróciła na górę do pozostałych gości.
Ruda wyjęła z szuflady stołu jakiś formularz i zaczęła zadawać pytania, zapisując wszystkie odpowiedzi na kartce.

- Imię i nazwisko?

- Monika Nowak.

- Wiek?

- 25 lat.

- Wzrost?

- 165 cm.

- Wrażliwość na łaskotki od 1 do 10?

- 10.

- Najbardziej czuły punkt na ciele?

- Stopy.

Kobieta zapisała formularz i dała mi go do podpisania. Później schowała go z powrotem do szuflady i zaprowadziła mnie korytarzem do ostatnich drzwi po prawej stronie. Przystawiła kartę do czytnika i drzwi bezszelestnie sie otworzyły. Ruda weszła do środka i natychmiast zapaliło się nikłe blade światło, które ledwie rozproszyło panujący wcześniej mrok. Nad drzwiami usłyszałam załączającą się klimatyzację.
Pokój był podobnie jak korytarz wyłożony szarymi kamieniami, co charakteryzowało go na średniowieczny loch. Po środku pomieszczenia stało drewniane, polakierowane na czarno i obite czarnym futerkiem, łoże. Z jednej strony usytuowane były lakierowane dyby, oddalone od krawędzi łoża o jakieś trzydzieści centymetrów. Pod otworami w dybach leżała podstawka, czy też poduszka, na której opierano wystające stopy, aby miały mniejszą możliwość ruchu. Po drugiej stronie znajdowały się metalowe obręcze, obszyte od środka miękkim materiałem. Owe klamry były ruchome, ustawiano je na łożu w zależności od wzrostu ofiary. Poza łożem tortur i świecznikami oraz łańcuchami na ścianach nic więcej w pomieszczeniu się nie znajdowało.

- Dobrze. - wyrwało mnie z zamyślenia westchnięcie rudej. - Połóż sobie torebkę przy drzwiach na posadzce a ja w tym czasie przygotuję łoże do seansu.

Zrobiłam, co mi kazała. Odwróciłam się i zobaczyłam, że dyby są już otwarte, a klamry ustawione odpowiednio do mojego wzrostu.

- Połóż się na ławie na brzuchu. Nogi przełóż przez otwory w dybach a ręce włóż w obręcze. - rozkazała.

Wykonałam wszystkie polecenia, po czym zamknęła dyby i obręcze, unieruchamiając ręce i nogi.

- Zrelaksuj się. - usłyszałam z tyłu głos rudej. - Zaraz przyjdą hostessy.

Usłyszałam przesuwanie drzwi i ruda opuściła pokój.
Miałam krótki moment, aby zastanowić się nad sytuacją, w jaką się wpakowałam. Ale gdyby nie ten przeklęty seans, nie wiedziałabym jakiego rodzaju jest ten klub i jakich metod się tutaj używa. Mogę tylko nadmienić, że bardziej prostych, niż się spodziewałam.
Minęła minuta, może dwie.
Dobiegł mnie szum otwieranych a później zamykanych drzwi. Do ławy podeszły dwie młode dziewczyny w sukienkach w lamparcie cętki. Stanęły na wprost mojej głowy, co pozwoliło ujrzeć na ich stopach srebrne sandałki na wysokich obcasach.
Były podobne do siebie jak dwie krople wody. Rozróżniał je tylko kolor włosów, jedna była brunetką, druga blondynką.

- Jesteśmy siostry bliźniaczki. - powiedziała blondynka. - Dostałyśmy zadanie zajęcia się tobą i twoimi czułymi punktami przez godzinkę.

- Tylko błagam was. - wyjęczałam. - Nie znęcajcie się nade mną za bardzo. Mam straszne łaskotki.

- Ależ oczywiście. - zaśmiała się brunetka. - Będziemy niezwykle subtelne.

Po chwili rozeszły się na boki i straciłam je z oczu. Po stukocie obcasów zorientowałam się, że jedna stanęła z boku ławy, a druga z tyłu.
Poczułam podwijany do góry t-shirt, który miał odsłonić moje wrażliwe boki. Druga z dziewczyn w tym czasie delikatnie zdjęła z moich stóp szpilki i rzuciła je na podłogę. Próbowałam poruszyć stopami na boki, ale miękka podstawka skutecznie je unieruchomiła, jednocześnie eksponując odsłonięte podeszwy.

- To co? Zaczynamy? - spytała blondynka. Po jej głosie zorientowałam się, że stoi przy moich stopach.

- Zaczynamy! - odparła brunetka i przejechała palcami po odsłoniętych bokach.

Blondynka zaczęła łaskotać moje bose stopy, drapiąc paznokciami każdy skrawek skóry. Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem, który został przytłumiony przez dźwiękoszczelne ściany pokoju. Miałam wrażenie, że pomieszczenie jest znacznie większe, nie było słychać echa żadnego odgłosu. Śmiałam się i krzyczałam jak opętana. Te dwie sadystki nic sobie z tego nie robiły i dalej zawzięcie łaskotały odsłonięte boki i podeszwy stóp.
Blondynka muskała palcami same pięty, aby po chwili zjechać opuszkami aż do palców i z powrotem wracała, dalej drażniąc pięty. Brunetka w tym czasie drapała moje boki i chwilami wkładała ręce pod t-shirt, sięgając palcami do pach, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Byłam na tyle dobrze rozciągnięta, że nawet nie mogłam robić uników, przez co oprawczynie miały możliwość bezwzględnego ciągłego łaskotania wrażliwych miejsc, a ja nie mogłam się nawet bronić. Choćby w minimalnym stopniu.
Po paru minutach blondynkę od stania chyba rozbolały nogi. Przestała się znęcać nad moim stopami. Usłyszałam jak zdjęte sandałki rzuca na posadzkę a później poczułam jej ciężar na sobie, jak siadała okrakiem na moich nogach, mając na wprost siebie bose stopy, okryte jedynie delikatną mgiełką rajstop.
Zaczęła jeszcze zacieklej atakować palcami moje podeszwy. Zwiększała prędkość łaskotania i skupiała się teraz głównie na obszarze tuż pod palcami, co jakiś czas przejeżdżając paznokciami po całych podeszwach.
Brunetka stanęła na przeciwko mojej głowy i przez koszulkę łaskotała mnie pod pachami. Bylo to uczucie jeszcze gorsze niż drażnienie boków. Jestem jednym wielkim kłębkiem łaskotek, ale boki są zdecydowanie mniej wrażliwe od gładkich pach.
Wyłam ze śmiechu, bo z czasem ciężko to było nazwać śmiechem czy nawet krzykiem. Prosiłam, aby skończyły te tortury, ale one były nieubłagane.

- Jeszcze godzina nie minęła, skarbie. - droczyła się ze mną brunetka i wróciła do łaskotania moich boków.

- Jeszcze piętnaście minut łaskotania. - śmiała się blondynka.

Ja już nawet nie miałam siły się śmiać ani krzyczeć. W końcu zachrypłam i wydobywałam z ciebie jakieś dziwne dźwięki. Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach i kapały na blat ławy, wsiąkając w czarne futerko.
Wreszcie po godzinie nastąpiła upragniona przerwa. Hostessy zaprzestały łaskotek i śmiejąc się ironicznie opuściły pokój.
Leżałam na ławie wycieńczona. Oddychałam głęboko, chcąc uspokoić bicie serca, które waliło jak oszalałe. Z trudem przełykałam ślinę, tak zaschło mi w ustach.
Usłyszałam kroki i do pomieszczenia weszła ruda kobieta. Uwolniła mnie z łoża tortur i podała szklankę wody. Chwytałam łapczywie każdy łyk, tak byłam spragniona wilgoci na podniebieniu.

- I jak wrażenia? - spytała z uśmiechem kobieta.

- Traumatyczne przeżycie. - wydusiłam z siebie. - Myślałam, że dłużej już tego nie wytrzymam.

- Nie martw się. I tak jesteś dzielna. - pocieszyła mnie ruda. - Niektóre nie wytrzymują nawet do połowy i trzeba je cucić.

Podniosłam z ziemi szpilki i torebkę. Na boso ruszyłam korytarzem na obolałych stopach, które piekły mnie niemiłosiernie. Marzyłam o relaksującej kąpieli w hotelowej wannie. Usiadłam na fotelu przy schodach, którymi wychodziło się na górny poziom. Założyłam wreszcie buty, torebkę przewiesiłam przez ramię i wymęczona wróciłam do hotelu.
A po długiej odprężającej kąpieli udałam się na dłuższy okres czasu w objęcia Morfeusza.
  
BlackMoon
30.01.2011 18:04:44
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 31 #
Od: 2010-9-11
A teraz trochę naciągana historyjka, którą miała w pracy moja siostra.

Za niewykonanie zadania szefowa wezwała ja do siebie do gabinetu. Kobieta siedziała za biurkiem z nogami opartymi na blacie stołu. Była boso, jej skórzane kozaczki na szpilce leżały obok na podłodze. Aksamitne podeszwy jak i całe zgrabne nogi skrywały jedynie cienkie czarne rajstopy.
Moja siostra podeszła do biurka i z niewinną miną zaczęła łaskotać szefową po podeszwach stóp. Ta zerwała się jak oparzona, zdejmując nogi ze stołu. Popatrzyła gniewnie na siostrę.
- Co robisz? Nie wiesz, że mam łaskotki?
- Przepraszam. - wyjąkała siostra. - Nie mogłam się powstrzymać.
- Skoro tak ci się podobają moje stopy, to możesz złożysz im pokłon i je ucałujesz? - spytała ironicznie szefowa.
- Ależ pani dyrektor... - bąknęła pod nosem siostra.
- Milcz! - wrzasnęła podirytowana kobieta. - Chcesz, żebym powiedziała wszystkim o twoich upodobaniach? Żeby cię wyśmiali?
- Nie.
- No to na co czekasz?! Kładź się na podłogę! Potrzebuję podnóżek!
Siostra niepewnie położyła się pod biurkiem szefowej. Leżała na plecach mając na wprost twarzy szeroki fotel szefowej. Kobieta rozsiadła się w nim i oparła stopy na ciele siostry. Po chwili jedna ze stóp wylądowała na twarzy niewolnicy.
- No dalej! Na co czekasz?! - warknęła kobieta.
Siostra zaczęła wąchać i pieścić nosem podeszwę szefowej. Od pięty przez śródstopie po paluszki. Kobieta zaczęła mruczeć z zadowolenia. Siostra całowała stopę szefowej a po chwili przejechała językiem po podeszwie. Było to straszne uczucie, wręcz obrzydliwe.
- No, nie ociągaj się! - padł rozkaz.
Siostra odepchnęła zdecydowanym ruchem stopę kobiety. Wyszła z pod biurka.
- Nie będę się dalej tak poniżać! - powiedziała stanowczo. - Już wolę inną karę, ale nie chcę dłużej lizać twoich stóp!
- Inną karę?! - krzyknęła szefowa. - Wspaniały pomysł!
Ubrała swoje kozaczki i podeszła do szafy. Wyjęła z niej dwa grube sznury.
- Połóż się na sofie! Na plecach!
Siostra z lekkim powątpiewaniem wykonała polecenie.
- Ręce wyciągnij nad głowę i złącz razem! - padł kolejny rozkaz.
Dziewczyna wykonała prośbę i po chwili ręce miała związane w nadgarstkach i przytwierdzone do nóg sofy.
- Nogi też razem! - zarządziła szefowa.
Sznur oplótł zgrabne nogi siostry w kostkach, a drugi jego koniec został przymocowany do pozostałych nóg łoża.
Siostra leżała rozciągnięta na sofie w białej bluzeczce, czarnej mini, cielistych rajstopach i czarnych wysokich szpilkach.
- Jeszcze musimy wyeliminować jeden szczegół. - zaśmiała się szefowa. - Twój śmiech i krzyk.
Wyjęła z szuflady biurka białą chustę, którą skutecznie zakneblowała siostrę.
Podstawiła sobie fotel obok sofy i usiadła w nim na wprost stóp siostry.
- Zobaczymy, czy ty też jesteś tak wrażliwa, jak ja. - powiedziała pod nosem.
Chwyciła za obcasy pantofelków swojej podwładnej i delikatnie zdjęła buty, po czym rzuciła je na podłogę. Jej oczom ukazały się zgrabne stópki.
- No to zaczynamy. - uśmiechnęła się złośliwie.
Zaczęła najpierw delikatnie łaskotać stopy siostry w samym środku i tuż pod palcami. Później zjechała niżej drażniąc pięty. Siostra zaczęła wić się na boki i dusić ze śmiechu. Stopy były jej najwrażliwszym punktem na ciele. Szefowa z błyskiem w oku to dostrzegła i teraz energicznie i bezlitośnie zaczęła łaskotać podeszwy stóp siostry nie omijając żadnego miejsca. Znęcała się nad dziewczyną dłuższy czas, pomimo, że ofiara była już na granicy wytrzymałości. Po kilkunastu minutach tortury szefowa zaprzestała łaskotek. Siostra leżała na sofie nieruchomo, ciężko oddychając.
- Myślę, że to cię nauczy pokory i zmusi do wypełniania swoich obowiązków.
Uwolniła siostrę, która założyła szpilki na swoje obolałe stopy i wyszła z gabinetu.
  
BlackMoon
26.03.2011 13:10:18
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 31 #
Od: 2010-9-11


Ilość edycji wpisu: 1
Opowiadanie "Zniewolony"

Młody przystojny i dobrze zbudowany mężczyzna siedział w hotelowym barze i popijał drinka. Mógł mieć około trzydziestu lat. Jego ciemne, krótko przystrzyżone włosy oraz niedbały kilkudniowy zarost powodował u płci pięknej szybsze bicie serca. Ubrany był w białą marynarkę i tego samego koloru spodnie z miękkiego materiału. Na nogach tkwiły brązowe mokasyny.
Spojrzał na zegarek, minęła dwudziesta. Rozejrzał się po sali pełnej gości. Nagle ktoś stuknął go palcem w ramię. Odwrócił się i ujrzał zniewalająco piękną kobietę, również w jego wieku. Miała na sobie czarną bluzeczkę, mini w lamparcie cętki, czarne cienkie rajstopy i wysokie szpilki w lamparcie cętki z metalowymi obcasami. Przez ramię miała przewieszoną skórzaną torebkę, a w drugim ręku trzymała niedużą walizeczkę. Jej długie jasne włosy zmysłowo opadały na ramiona sięgając niemal pasa.
- Mister Thomas? - spytała z uśmiechem.
- Tak, to ja. - odparł mężczyzna.
- Umówiliśmy się na sesję. Pamięta pan?
- Oczywiście. - powiedział Thomas. - Zapraszam na górę do mojego pokoju.
Zapłacił za drinka i oboje ruszyli do windy. Wjechali na trzydzieste piętro i dalej schodami weszli na jedyny apartament znajdujący się na poddaszu. Thomas otworzył drzwi i wpuścił kobietę do środka. Zapalił światło i zdjął marynarkę, którą niedbale rzucił na duży skórzany fotel.
- Napijesz się czegoś? - specjalnie przeszedł na ty.
- Nie, dziękuję. Czy możemy zaczynać? - spytała z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.
- Jasne! - odparł podekscytowany Thomas. - Myślę, że najlepiej będzie w sypialni.
Przeszli leniwym krokim do pokoju, po środku którego stało ogromne łoże wyściełane białym materacem. Z czterech rogów łoża wystawały drewniane rzeźbione kolumienki. Mężczyzna zapalił nocną lampkę, stojącą na stoliczku obok łóżka. Zrobiło się trochę widniej.
- Może być. - stwierdziła kobieta. - Teraz proszę podpisać umowę i uiścić opłatę w wysokości dwustu dolarów.
Wyjęła z torebki kawałek papieru i podała go Thomasowi. Ten, nie czytając, podpisał we wskazanym miejscu i podał dziewczynie pieniądze. Kobieta schowała wszystko do torebki i położyła ją przy drzwiach. Walizeczkę umieściła na stoliku, obok nocnej lampki.
- Tak do wiadomości. Nazywam się Lady Monica i przez godzinę mam się tobą zająć. - powiedziała zmysłowym głosem. - W takim razie rozbierz się, zostawiając na sobie tylko bokserki i skarpetki.
Thomas wykonał polecenie i po chwili stał przed Monicą tylko w białych majtkach i takiego samego koloru skarpetkach.
- Dobrze. - stwierdziła dziewczyna. - Teraz połóż się na łóżku na plecach. Ręce wyciągnij nad głowę w kierunku tych kolumienek. Nogi wyprostowane i razem. Rozumiemy się?
- Jak najbardziej. - odparł coraz bardziej podniecony Thomas.
Gdy już leżał na łóżku dziewczyna przywiązała linami ręce do górnych rogów łoża, nogi związała drugą liną w kostkach i oplotła ją wokół ramy przytrzymującej materac. Mężczyzna leżał maksymalnie rozciągnięty, nie mając możliwości ruchu. Do tego po chwili stracił możliwość obserwowania poczynań kobiety, gdy ta zawiązała mu na oczach czarną opaskę. Jego przerażenie stało się jeszcze większe jak w ustach poczuł białą chustę, uniemożliwiającą jakiekolwiek błagania czy krzyki.
- No, od razu lepiej. - usłyszał szept dziewczyny. - Zatem zaczynamy.
Thomas leżał i czekał na najgorsze. Obok jego torsu ugięło się łóżko. Po wrażliwym boczku musnęło go kolano kobiety, okryte cienkim materiałem rajstop. Drgnął. Tego obawiał się najbardziej. Był bardzo wrażliwym mężczyzną, zarówno jego tors, pachy czy stopy naszpikowane były czułymi nerwami.
Kobieta zaczęła drapać gładkie i napięte pachy. Łaskotała je szybkimi ruchami palców, przesuwając zwinne dłonie na klatkę piersiową i drażniąc sterczące sutki. Thomas zaczął się szarpać jak opętany. Z jego ust wydobywał się przytłumiony śmiech i krzyk. Kobieta była nieubłagana. Jej palce zjechały niżej penetrując boczki, żebra i brzuch mężczyzny, doprowadzając go do szaleństwa. Rzucał się na łóżku, na ile mu tylko pozwalały więzy. Spocił się, a jego tors zrobił się czerwony od drapiących paznokci dziewczyny. Po paru minutach ciągłego łaskotania kobieta dała Thomasowi czas na złapanie oddechu. Zeszła z łóżka i podstawiła sobie fotel. Usiadła w nim na wprost stóp mężczyzny.
Jej palce zaczęły muskać bose podeszwy chłopaka, przebijając się przez miękki materiał skarpetek. Łaskotała pięty, przesuwając się przez śródstopie i docierając do czułych punktów tuż pod palcami. Drapała zawzięcie całe podeszwy, Thomasa w tym czasie od śmiechu zaczął już boleć brzuch. Dla niego była to straszna tortura. Po paru minutach poczuł jak kobieta ściąga mu skarpetki. Przełknął z trudem ślinę i z przerażeniem czekał na najgorsze odczucie. Po sekundzie długie palce dziewczyny poczęły tańczyć na gołych stopach Thomasa, co powodowało u niego masakryczne łaskotki, najtrudniejsze do zniesienia. Wił się i rzucał na wszystkie strony. Szalał z niemocy i okropnego uczucia łaskotania.
W końcu kobieta, widząc wyczerpanie i zmęczenie Thomasa, dała mu chwilę wytchnienia. Otworzyła walizkę i wyjęła z niej elektryczną szczoteczkę do zębów. Gdy mężczyzna usłyszał załączającą się szczoteczkę zbladł jak ściana.
- "Tylko nie to!" - pomyślał ze strachem.
Gdy poczuł wibrujące włosie na czułych podeszwach, jego ciałem wstrząsnęły konwulsje. Szarpał się tak mocno, że mało nie zerwał przytrzymujących go lin. Na nadgarstakach i kostkach pojawiły się szare ślady od wrzynających się w ciało sznurów. Monica torturowała stopy chłopaka nie zważając na jego przytłumione krzyki i śmiech. Z podnieceniem obserwowała wijącego się Thomasa oraz jego narastające z każdą chwilą zmęczenie.
Wreszcie tortury ustały, dźwięk szczoteczki zamilkł. Chłopak leżał nieruchomo, jego ciężki oddech było słychać z daleka.
- A teraz nagroda dla chłopca za dzielną postawę. - szepnęła mu do ucha Monica.
Zdjęła buty i usiadła okrakiem na torsie Thomasa, tyłem do jego głowy. Jej ręce zaczęły delikatnie przez bokserki pieścić męskość chłopaka. Pocierała go i ugniatała, aby po chwili zsunąć bokserki niżej i odsłonić obiekt pożądania. Chwyciła napiętego już penisa do ust i zaczęła go ssać, lizać i pieścić. Thomas poczuł jak do jego członka napływa fala rozkoszy i podniecenia. Pieszczoty przybrały na sile, chłopak myślał, że zaraz eksploduje. Już strużka białego płynu podchodziła do samej góry, gdy nagle jego penisa zelektryzowało straszne zimno. Na jego nabrzmiałym żołędziu zaczęła rozpływać się kostka lodu. Monica uśmiechnęła się.
- Chyba nie myślałeś, że pozwolę ci dojść, zanim na to nie zasłużysz! - powiedziała szyderczo. - Najpierw mam dla ciebie zadanie.
Zdjęła mu knebel. Thomas oblizał wysuszone usta i przełknął ślinę.
- Mało mnie nie zamęczyłaś! - wyrzucił z siebie. - Mam okropne łaskotki!
- Zauważyłam. - zaśmiała się. - Ale teraz nie pora na pogawędki.
Założyła na powrót swoje lamparcie szpilki. Stanęła obok łóżka i trzymając się ręką kolumienki podstawiła pod twarz jedną nogę. Thomas poczuł delikatny zapach skóry. Domyślił się o co chodzi.
- No na co czekasz?! - krzyknęła Monica. - Liż!
Chłopak przejechał delikatnie językiem po podeszwie buta. Chwycił w usta metalową szpilkę i zaczął ją ssać i lizać. Dziewczynie spodobała się ta zabawa. Po chwili podstawiła Thomasowi drugiego buta do wylizania. Zadowolona z efektu jego pracy zdjęła pantofelki, usiadła na nim na nogach i podstawiła mu pod nos swoje zgrabne stopy okryte jedynie cienkimi czarnymi rajstopami.
Mężczyzna poczuł delikatną woń potu i aksamitne podeszwy ocierające się o jego nos. Zaczął całować jej podeszwy i kręcić głową na boki pieszcząc wrażliwe stopy dziewczyny. Monica zamknęła oczy i pomrukiwała z zadowolenia. Odpłynęła, delektując się delikatnym drażnieniem czułych na takie zabiegi stóp.
- Wystarczy! - zarządziła po paru minutach i zeszła z łóżka. Założyła buty i przez kilka sekund energicznie łaskotała wrażliwe podeszwy Thomasa. Usłyszała jego ogromny śmiech i krzyk.
- Przestań! - wydusił z siebie.
Oderwała palce od jego gołych podeszw i odwiązała mu jedną rękę. Zamknęła walizkę, chwyciła torebkę i ze swoim sprzętem stanęła przy drzwiach sypialni.
- Koniec seansu, mięczaku! - roześmiała się i wyszła.
Thomas usłyszał trzask zamykanych drzwi. Po kilku minutach uwolnił się i rozcierał obolałe nadgarstki i kostki.
- "Już ja się tobą zajmę!" - pomyślał z gniewem.
  
jaro1958
26.03.2011 15:31:03
poziom 3



Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Warszawa

Posty: 146 #
Od: 2010-6-30
BlackMoon Twoje i Twojej siostry opowiadania są naprawdę bardzo ciekawe, naprawdę je się czyta z dużą uwagą, fajnie by było żebyś też czasem napisał posta w innych tematach wesoły
  
BlackMoon
27.03.2011 09:12:09
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 31 #
Od: 2010-9-11
Generalnie piszę tylko wtedy, gdy mam coś do powiedzenia. A w tym temacie wstawiam nasze opowiadania, aby większa liczba internautów miała szansę je przeczytać i ocenić.oczko
  
BlackMoon
16.04.2011 19:51:59
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 31 #
Od: 2010-9-11
Opowiadanie "Mroczna Trójca"

*****

Młody mężczyzna przedzierał sie przez gęsty las. Wracał z polowania, na ramionach niósł martwego zająca. Delikatnie mżyło, a wilgoć powodowała, że powietrze było mgliste. Wiatr groźnie wył w konarach drzew, szarpiąc gałęziami na wszystkie strony.
Mężczyzna odnalazł z trudem wydeptaną ścieżkę i pewnym krokiem ruszył do swojego domu.
Przeszedł kilkanaście kroków, gdy nagle z bocznej ściany lasu dobiegły go czyjeś głosy. Zatrzymał się i nasłuchiwał. Odwrócił się w stronę, skąd dochodził szmer rozmowy i ruszył w głąb krzaków, rozchylając na boki zagradzające drogę gałęzie. Przed oczami ujrzał nikłe blade światło, które ogarniało swoim blaskiem niewielką polanę. Podszedł bliżej, głosy stały się wyraźniejsze. Skrył się za pniem grubego drzewa. Wychylił się nieco zza niego i ujrzał trzech rycerzy okrytych czarnymi płaszczami. Ich twarze skrywał cień od narzuconych na głowę kapturów. Obok, wśród drzew, stały trzy czarne konie, które przygryzały skąpą trawę.
Po środku polany, na drewnianym rusztowaniu w kształcie pentagramu, leżała naga dziewczyna. Jej rozkrzyżowane ręce i nogi były przytwierdzone do ramy grubymi rzemieniami. Usta zawiązane białą chustą dusiły wszelkie krzyki i jęki młodej kobiety. Jeden z rycerzy chwycił do ręki mały sztylet i podniósł go do góry. W blasku ognia błysnęło ostre ostrze. Dziewczyna z przerażeniem obserwowała poczynania rycerza.
- Thorn, panie ciemności i śmierci! - krzyknął rycerz, a jego głos rozniósł się po lesie. - Jestem Trisar, twój wierny sługa! Składam ci ofiarę z tej oto dziewicy i proszę o łaskę i zdrowie na kolejny rok mojego życia! Wierzę, że ofiara cię zadowoli i moje życzenie zostanie spełnione!
Nagle rycerz zadał cios i wbił sztylet prosto w serce dziewczyny. Pociągnął ostrze w dół, rozcinając brzuch. Krew zaczęła tryskać na ziemię, wypłynęły na wierzch ociekające wnętrzności. Kobieta zmarła od razu, niemal bezboleśnie.
Trisar wytarł sztylet o połę płaszcza i schował go do kieszonki w cholewie buta. Pozostali osobnicy w milczeniu obserwowali całą uroczystość. Po chwili wszyscy wsiedli na konie i ruszyli w głąb lasu.
Mężczyzna oniemiałym wzrokiem odprowadził rycerzy i dopiero jak skryli się za drzewami wyszedł na środek polany. Na widok rozciętego ciała zwymiotował na trawę. Zakrztusił się, z trudem doszedł do siebie.
- "Kim byli ci barbarzyńcy?" - pomyślał ze strachem.
Chwycił z ziemi martwego zająca i niemal biegiem ruszył do swego domu.

dwa dni później...

Razem z trzema żołnierzami przebywałem w wiosce Velidor. Mieściła się ona na skraju lasu Veipert, niedaleko traktu biegnącego z Fares do Rinigen. Zostaliśmy tutaj sprowadzeni przez leśniczego, który był świadkiem rytualnego mordu.
Zabudowania wioski usytuowane były nad samym strumieniem, który kilka kilometrów dalej wpadał do rzeki Tar. Nad strumieniem zbudowano kładkę z drewnianych bali, aby można było łatwiej dostać się do wioski.
Siedziałem w szopie na siano, czyszcząc miecz. Wszedł do środka leśniczy. Usiadł obok mnie na ziemi i patrzył ze strachem w oczach.
- Panie. - zaczął drżącym głosem. - Już świta. Możemy się spodziewać najazdu tych demonów w każdej chwili.
- Uspokój się! - strąciłem jego dłoń z ramienia. - Skąd wiesz, że w ogóle przyjadą?
- Potrzebują kolejnej dziewicy. - odparł leśniczy. - A nasza wioska jest najbliżej położona od miejsca rytualnego obrzędu.
- Mam nadzieję, że się zjawią. - mruknąłem.
Nagle usłyszeliśmy krzyk kobiety. Wybiegliśmy na zewnątrz i spojrzeliśmy we wskazanym kierunku.
Na horyzoncie pojawiła się ognista łuna i towarzysząca jej chmura pyłu. Z jej objęć wyłoniło się trzech jeźdźców na czarnych koniach. Mieli na sobie rogate hełmy, czarne kolczugi i płaszcze. Gdy się zbliżyli zauważyłem na twarzy jednego z nich srebrną trupią czaszkę.
- Kryć się! - wrzasnąłem na wieśniaków i żołnierzy. Wszyscy posłusznie schowali się w domach.
Wychyliłem się za rant framugi. Jeźdżcy zatrzymali się nad strumieniem i pojedyńczo zaczęli przemierzać drewnianą kładkę. Znaleźli się po środku wioski.
- Wyłazić hołota! - krzyknął rycerz z maską. - Szybciej!
Popchnąłem do wyjścia leśniczego.
- Zajmij ich na chwilę. - szepnąłem mu do ucha.
Mężczyzna wyszedł z chaty i stanął przed konnymi.
- Do usług, panie! - schylił się nisko.
- Przyprowadź nam najmłodszą dziewkę! - rozkazał jeździec.
- Mogę wiedzieć, po co, panie? - zapytał naiwnie leśniczy.
- Ty psie! - wrzasnął rycerz. - Jak śmiesz zadawać Trisarowi pytania!
Zeskoczył z konia, podszedł do mężczyzny i uderzył go pięścią w twarz. Leśniczy upadł na ziemię, z jego ust potoczyła się strużka krwi.
- Wszyscy wychodzić, albo każę spalić wioskę! - rozsierdził się Trisar.
Nagle jeden z moich żołnierzy wycelował w niego kuszą i strzała trafiła rycerza prosto w pierś. Trisar upadł na ziemię i zastygł nieruchomo.
- Brać ich! - krzyknąłem, wybiegając z chaty. Żołnierze podążyli za mną i zaatakowali konnych.
Rycerze wyjęli miecze i natarli na nas z furią. Szczęknęło kute żelazo. Trwała wymiana ciosów, zmęczenie wzrastało, końskie kopyta podniosły tuman kurzu.
- Chcę jednego żywcem! - rozkazałem.
Jednego z rycerzy udało nam się zrzucić z konia. Natychmiast wskoczyło na niego dwóch żołnierzy przygniatając do ziemi. Drugi z jeźdźców widząc zaistniałą sytuację odwrócił się i przejechał po kładce.
- Zabij go! - wrzasnąłem na swojego podkomendnego.
Ten wycelował kuszę i strzelił. Jeździec jeszcze przejechał parę metrów. Nagle koń zatrzymał się, rycerz przesunął się na bok i martwy spadł na ziemię.
Podszedłem do trzymanego przez żołnierzy rycerza. Zdjąłem mu hełm.
- Dziewczyna? - moje zdumienie nie miało granic.
Uśmiechnęła się szyderczo.
- Panie! - przeszkodził mi leśniczy. - Przy żadnym z nich nie ma rytualnego sztyletu.
- Ona nam powie, gdzie on jest. - wskazałem dziewczynę.
- Nic ci nie powiem! - warknęła i splunęła mi prosto w twarz.
Otarłem się połą płaszcza. Wymierzyłem jej siarczysty policzek.
- Ty suko! Będziesz błagać mnie abym pozwolił ci mówić!
- Velgeroth. Co z ciałami pozostałych jeźdźców? - spytał jeden z żołnierzy.
- Wrzućcie do strumienia. - zarządziłem. - A ją połóżcie na siodło i związane ręce i nogi złączcie liną pod końskim brzuchem. W ten sposób nie ucieknie.
Przygotowaliśmy się do wyjazdu i ruszyliśmy do Fares.

jeszcze później...

Do Fares przybyliśmy późnym wieczorem. Wkroczyliśmy na dziedzinec Inkwizytorium.
- Z koni! - rozkazałem.
Po chwili zjawiło się dwóch parobków. Żołnierze zdjęli z konia związaną dziewczynę, a służba odprowadziła wierzchowce do stajni.
- Zamknijcie ją w celi! - skinąłem na żołnierzy. - Nie ruszajcie jej bez mojej zgody!
Dziewczyna została osadzona w celi i czekała na przesłuchanie. Zdjęto z niej prawie całe ubranie. Jej ciało skrywała jedynie skąpa bielizna.

Złożyłem raport ze swojej wyprawy Limarowi, Wielkiemu Inkwizytorowi, po czym udałem się do lochów. Szedłem mrocznym korytarzem, trzymając w ręku płonącą pochodnię. Stanąłem przed drewnianymi drzwiami, które po chwili otworzył przede mną strażnik. Znalazłem się wewnątrz sali tortur. Usiadłem za szerokim stołem na wprost ławy do rozciągania.
- Przyprowadźcie ją! - kiwnąłem ręką.
Po jakimś czasie od strony korytarza dobiegły mnie piski i krzyki dziewczyny. Strażnicy ciągnęli ją na przesłuchanie.
- Puszczajcie mnie, parszywe świnie! - przeklinała moich pomocników.
Weszli do izby, mocno trzymając wyrywającą się dziewczynę.
- Dajcie ją na ławę do rozciągania! - rozkazałem.
Po chwili polecenie zostało wykonane. Kobieta leżała na drewnianym łożu, ze skromną opaską na biodrach. Ręce i nogi napięte do granic wytrzymałości miała przykute do łoża metalowymi klamrami.
- Wezwijcie Laylę! I zostawcie nas samych! - zwróciłem się do strażników.
Opuścili izbę bez jednego słowa. Podniosłem się zza stołu i podszedłem do uwięzionej dziewczyny. Przejechałem palcami po jej napiętym brzuchu.
- Jesteś taka piękna i taka głupia. - stwierdziłem. - Mam nadzieję, że mądrość w Tobie zagości i nie będziemy musieli szpecić tej aksamitnej skóry.
- Odwal się! - syknęła.
- Myślę, że rozciąganie czy przypiekanie rozwiąże ci język.
- Jestem odporna na ból. - wyrzuciła z siebie.
- To zastosujemy inną metodę perswazji. - uśmiechnąłem się lekko.
Usłyszałem kroki na korytarzu. Wrota się otworzyły i do sali tortur weszła młoda kobieta w złotej sukni. Jej długie blond włosy opadały na ramiona.
- Jestem na twe rozkazy, panie. - wyszeptała.
- Zajmij się tą niepokorną dziewczyną! - wskazałem uwięzioną. - Pokaż jej na co cię stać!
Layla uśmiechnęła się i podeszła do bosych stóp dziewczyny. Spojrzała w moją stronę. Kiwnąłem jej głową na znak, aby zaczynała. W tym czasie usiadłem ponownie za stołem.
Blondynka rozpoczęła taniec palców na podeszwach uwięzionej. Drapała paznokciami środek stóp i pięty, aby po chwili drażnić czułe miejsca tuż pod palcami. Dziewczyna wybuchnęła histerycznym śmiechem. Rzucała się na wszystkie strony i ruszała na boki stopami, aby mieć tylko jak najmniejszą styczność z palcami blondynki. Layla kontynuowała łaskotanie szybko przebierając palcami po podeszwach stóp dziewczyny. Napawała się widokiem męczonej, która ze łzami w oczach wręcz krzyczała. Znęcała się nad nią dłuższy czas, łaskocząc dziewczynę do nieprzytomności.
- Błaaagaaam! - dziewczyna prosiła pomiędzy kolejnymi wybuchami śmiechu.
- Mów, gdzie jest sztylet? - zawołałem, przekrzykując jej śmiech.
- Nie mogę! - padła odpowiedź.
Layla nie przerwała łaskotania, muskając wnętrze nóg dziewczyny i przesuwając się do wrażliwego brzucha i boków. Śmiech i histeria uwięzionej dosięgnęły szczytu. Wyła i krzyczała na całe gardło, z trudem łapiąc oddech. Blondynka nie odrywała palców od ciała dziewczyny od kilkunastu minut. Łaskotała pachy, żebra, boki i brzuch więźnia, z podnieceniem obserwując wijące się ciało torturowanej. W końcu dziewczyna przestała się ruszać, tak była wycieńczona. Śmiała się tak głośno, że w końcu ochrypła.
- Dość! - rozkazałem, widząc, że dziewczyna już ledwo oddycha.
Wstałem od stołu i podszedłem do łoża.
- Twarda jesteś. - pokiwałem głową. - Ale my mamy dużo czasu. Jak nie powiesz, gdzie jest sztylet, Layla będzie kontynuować!
- Nieee! Błagam! - wyjęczała dziewczyna.
- No więc?
- Ale ja nie mogę! Inaczej mój pan mnie zabije!
- Jak chcesz. - powiedziałem znudzony. - Kontynuuj! - zwróciłem się do blondynki.
Ta z błyskiem w oku zbliżyła się do rozciągniętego ciała dziewczyny.
- Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła ze strachem uwięziona. - Nieee! - urwała nagłym wybuchem śmiechu.
Zamknąłem za sobą drzwi i odchodząc korytarzem słyszałem krzyk i śmiech torturowanej.

godzinę później...

- Wejść! - krzyknąłem w stronę drzwi.
Weszła do środka Layla z zadowoloną miną. Usiadła przy stole naprzeciw mnie.
- No i? - spytałem zniecierpliwiony.
- Sztylet jest w krzakach obok stołu ofiarnego. Tam, gdzie leśniczy spotkał rycerzy.
- Czeka cię nagroda. - pochwaliłem ją.
- Naprawdę? - ironia zabrzmiała w jej głosie.
- Kat się tobą zajmie. - roześmiałem się.
- Nie mówisz poważnie?! - zerwała się z fotela.
- Siadaj. Żartowałem, głuptasie.
Spoczęła na swoim miejscu, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Przyjdź jutro wieczorem do karczmy Kelera. Tylko ubierz się urzekająco. Musimy uczcić nasz sukces. - powiedziałem tajemniczym głosem. - A teraz wyślij żołnierzy do wioski Velidor i razem z leśniczym niech odnajdą sztylet i zniszczą go.
- A co z dziewczyną?
- Spalimy ją. Jako wyznawczynię szatana.
Layla poszła przekazać mój rozkaz. A ja udałem się na zasłużony spoczynek.

następnego dnia wieczorem...

Siedziałem w dość licznie zajętej przez mieszczuchów karczmie i popijałem piwo. Już dobrze mi zaszumiało w głowie, gdy w drzwiach stanęła Layla. Na jej widok zamarły rozmowy a mi opadła szczęka. Jej zmysłowa długa czerwona suknia z dużym dekoltem wspaniale harmonizowała z jasnymi włosami okrywającymi gołe ramiona. Na nogach dojrzałem czarne trzewiki na niewielkim obcasie. Zbliżyła się do mnie i usiadła przy stole.
- No na co się tak gapicie?! - wrzasnąłem na wieśniaków.
Wszyscy jak na komendę z powrotem zajęli się swoimi rozmowami.
Upiłem z kubka łyk piwa. Patrzyłem na Laylę jak w obrazek. Uśmiechnęła się promiennie. Ach ten uśmiech.
- Podobam ci się? - spytała chwytając rękami moją dłoń.
- Nie wiem co powiedzieć. - wybełkotałem.
- Czyli rozumiem, że tak.
- Nie pozwól mi dłużej czekać. Chodźmy na górę! - zerwałem się od stołu.
Chwyciłem Laylę za rękę i pociągnąłem ją na piętro. Zamknęliśmy się w pokoju i po krótkim zrzucaniu z siebie ubrań wpadliśmy w wir seksualnych uniesień.
Było bosko, ale to już tylko do mojej wiedzy...
  
BlackMoon
09.06.2011 20:04:42
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 31 #
Od: 2010-9-11
Opowiadanie "Malleus Maleficarum"

Informacja dla osób interesujących się średniowieczem i inkwizycją.
Akcja moich opowiadań rozgrywa się w XIII wieku, a więc na długo przed ukazaniem się książki "Malleus Maleficarum". Z owej sławnej książki korzystało Święte Oficjum, a Velgeroth należał do wcześniejszej inkwizycji. Ponieważ jednak metody opisane w "Młocie na czarownice" były podobne do stosowanych wcześniej, dlatego w tym opowiadaniu nawiązałem do tej publikacji i było to zamierzone.

------------------------------------------------------

(1) Młot na czarownice

Pewnego dnia, rankiem, zostałem wezwany do siebie przez Wielkiego Inkwizytora. Udałem się do niego lekko zdziwiony, bo rzadko się zdażało, aby wzywał kogokolwiek bez poważnego powodu.
Zapukałem do wrót, a gdy usłyszałem krótkie "wejść", nacisnąłem klamkę i stanąłem przed obliczem mego zwierzchnika.
- Siadaj. - powiedział zachrypniętym głosem.
Jego podeszły wiek jak i liczne choroby dawały mu się we znaki. Cierpiał na reumatyzm i dokuczliwy kaszel. Zanim zaczęliśmy rozmowę kilka razy próbował odkasłać zalegającą w krtani wydzielinę, ale bez rezultatu. Wreszcie uspokoił się i popatrzył na mnie swoimi zmęczonymi oczami.
- Mam złe wieści, Velgeroth. - zaczął powoli. - Doszły mnie słuchy, że na terenie objętym pieczą naszego Inkwizytorium urządzane jest polowanie na czarownice. Co gorsze, dokonuje ich osoba nieuprawniona do tego typu działań. Jest co prawda osobą duchowną, ale nie z kręgu inkwizytorów. Podobno ławie sędziowskiej przewodzi przeorysza zakonu Natana, pani Gedril. Jej działania w Rinigen doprowadziły już do śmierci kilka kobiet, które w większości umarły podczas przesłuchań. Musisz udać się do Rinigen, rozeznać w sytuacji i zahamować falę terroru.
- Rozumiem, że moja swoboda działania, ze względu na matkę przełożoną, będzie bardzo ograniczona? - spytałem.
- Velgeroth, znam cię na tyle dobrze, że wiem, iż uda ci się załatwić tą sprawę jak należy, bez rozgłosu. - uśmiechnął się Limar.
- Dobrze. Zbadam sprawę na miejscu i podejmę odpowiednie kroki. Jeżeli Gedril działa nielegalnie i oskarża niewinnych ludzi, poniesie zasłużoną karę. - odpowiedziałem uśmiechem i wyszedłem.
Czekało mnie niezwykle delikatne zadanie. Zakon Natana miał ogromne wpływy i wywierał niejednokrotnie presję na królu, w celu podejmowania przez niego iście szalonych decyzji. Nie mogliśmy jednak pozwolić, aby na naszym terenie ktoś działał nielegalnie, bez naszej wiedzy i do tego być może skazywał na cierpienia i śmierć niewinnych ludzi.
Wziąłem do pomocy sześciu inkwizytorów i traktem przez las Veipert skierowaliśmy się do, oddalonej o dzień drogi, mieściny Rinigen.

(2) Strach ma wielkie oczy

Następnego dnia o świcie zjawiliśmy się w Rinigen. Na pierwszy rzut oka zauważyłem dziwne zachowanie mieszkańców. Wszyscy rozglądali się podejrzliwie, ukrywali się za załomami domów. W ich oczach dostrzegłem strach.
Zsiedliśmy z koni. Dwóch z moich kompanów odprowadziło wierzchowce pod gospodę i uwiązało je do belki.
- Zostańcie tutaj i miejcie baczenie! - zwróciłem się do nich. - My zajrzymy do ratusza.
Udaliśmy się do największego i najokazalszego budynku w Rinigen. Jego kamienne ściany zaczęły już się kruszyć, od dawna nikt go nie remontował. Weszliśmy do kancelarii. Za niedużym stołem siedział niskiego wzrostu staruszek z długą siwą brodą.
- Gdzie szeryf? - spytałem krótko. Mój ton wymagał natychmiastowej odpowiedzi.
- Wyjechał. Obecnie władzę w jego zastępstwie sprawuje pani Gedril. - wymamrotał.
- Już ja jej porządze! - powiedziałem gniewnie. - Gdzie ona teraz jest?
- W piwnicy. Zapewne przesłuchuje kolejną oskarżoną.
- Za mną! - krzyknąłem na pomocników.
Schodziliśmy do podziemi ratusza gdy naszych uszu dobiegł przeraźliwy krzyk jakiejś kobiety. Niemal biegiem ruszyliśmy do pomieszczenia, skąd dochodziły krzyki. Chwyciłem za skobel i jednym mocnym szarpnięciem otworzyłem drzwi. Nie zdążyłem nic powiedzieć gdy za plecami usłyszeliśmy kilku strażników.
- Co wy tu robicie? - wrzasnął jeden z nich.
- Zajmijcie się nimi! - krzyknąłem na kompanów.
Rozpoczęła się ostra wymiana ciosów. Ja tym czasem jak oniemiały patrzyłem na sytuację w piwnicy. Po prawej stronie, za stołem okrytym czerwonym suknem, siedziała matka przełożona w swoim czarnym habicie. Obok niej tkwił skryba, który z wielką dokładnością spisywał odpowiedzi badanej.
Odwróciłem wzrok w drugą stronę. Na linie wisiała młoda naga dziewczyna. Ręce, związane na plecach, miała wyciągnięte nad głowę. Wyłamano je ze stawów. Na bokach i stopach kobiety dostrzegłem ślady przypalania. Swąd przypiekanego ciała rozchodził się po piwnicy. Do tego na brzuchu badanej widniały krwawe rany od rozżarzonych szczypiec.
Dziewczyna wisiała na linie ze spuszczoną głową. Straciła przed momentem przytomność.
- Jakim prawem ją przesłuchujecie?! - ryknąłem jak dziki zwierz. - W imieniu Inkwizytorium żądam wyjaśnień!
- Istniało podejrzenie, że ta dziewka jest wspólniczką szatana. - powiedziała spokojnie Gedril. - Musieliśmy to ustalić.
- Nie wy się zajmujecie takimi sprawami. - hamowałem gniew. - Trzeba było nas poinformować. A teraz odetnijcie ją i sprowadźcie lekarza.
Kat przeciął linę i ciało dziewczyny upadło na posadzkę. W tym czasie na korytarzu zakończyła się krótka walka na miecze. Strażnicy zostali obezwładnieni i aresztowani. Odpowiedzą za napaść na inkwizytorów na służbie.
Dwóch moich kompanów wyniosło z piwnicy nieprzytomną dziewczynę.
- Powstrzymałeś dzieło boże, inkwizytorze. - syknęła Gedril. - Powinieneś nam pomóc a nie przeszkadzać.
Podszedłem do stołu i spojrzałem jej prosto w oczy. Z jej ust zniknął ironiczny uśmieszek.
- Uważaj matko, aby ciebie nie zwiódł szatan. - powiedziałem groźnie.

Wieczorem postanowiliśmy udać się do jedynej gospody w tym mieście. Nieduży drewniany budynek mieścił się na obrzeżach Rinigen. Główna salę wypełniało kilka stołów i stojące obok nich drewniane ławy. Za skromnym szynkwasem stał młody mężczyzna średniego wzrostu. Właśnie wycierał metalowe kubki na piwo, gdy podszedłem do baru.
- Chłopcze! - popatrzyłem na jego niezdarne ruchy. - Podaj nam piwa i coś do jedzenia.
- Oczywiście, panie. - bąknął pod nosem.
Usiadłem razem z towarzyszami przy stole pod ścianą. Po chwili chłopak postawił przed nami kubki i dzban z piwem. Do tego pieczone mięsiwo na ogromnym półmisku.
Kompani rzucili się na jedzenie. Mlaskali, siorpali piwo z kubków. Nikogo nie dziwiło takie zachowanie, bowiem mieszczuchy mieli podobną kulturę spożywania posiłków i trunków. Czułem się jak w chlewie.
Pociągnąłem łyk piwa, gdy w mojej głowie wykiełkował karkołomny plan. Był tak absurdalny i zarazem fascynujący, że aż uśmiechnąłem się pod nosem.
Pociągnąłem za rękaw jednego z inkwizytorów.
- Słuchaj! - powiedziałem mu do ucha. - Mam sposób na pozbycie się matki przełożonej.
- Jaki? - okazał ciekawość.
- Pójdziecie na pobliski cmentarz i wykopiecie kości jakiegoś umarlaka. Później w jakimś odosobnionym miejscu ustawicie ołtarz z tych kości. Okryjcie część z nich krwią zwierzęcia. Gdy to zrobicie, podstępem porwiecie Gedril i położycie ją obok ołtarza. Na koniec sprowadzimy tam mieszczuchów i damy im dowód na to, że Gedril jest w zmowie z szatanem. Wtedy oficjalnie się nią zajmiemy. Zrozumiałeś?
- Tak. - odparł zdziwiony.
- To weź kogoś do pomocy i ruszajcie. Ale zróbcie to dyskretnie. - ostrzegłem.
Podniosło się od stołu trzech inkwizytorów i opuścili gospodę, aby wykonać zadanie. Zatarłem z radości ręce. Miałem nadzieję, że plan się powiedzie.

(3) Interrogatorio

Kompani wrócili po trzech godzinach. Usiedli na powrót przy stole.
- I jak? - spytałem zniecierpliwiony.
- Gotowe.
- Bardzo dobrze. - zaśmiałem się w duchu. - Idziemy!
Rzuciłem na stół parę monet i opuściliśmy gospodę.
- Gdzie ona jest? - drgnąłem z podniecenia.
- W opuszczonej chacie obok cmentarza. - odpowiedział jeden z towarzyszy.
- Ludzie! - krzyknąłem na całe gardło. - Chodźcie zobaczyć tą, która wśród was szukała sprzymierzeńców szatana!
Mieszkańcy zaczęli wychodzić z domów i gromadzić się na placu Rinigen. Zapłonęły pochodnie, w rękach błysnęły siekiery i widły.
- Gdzie ta wiedźma? Oddać ją pod sąd! Niech odpowie za wszystko! - padały oskarżenia.
- Za mną! - wrzasnąłem na rozjuszony tłum.
Ruszyliśmy do opuszczonej chaty. Otworzyłem drzwi i powoli wkroczyliśmy do środka. W pomieszczeniu po prawej stronie leżały na ziemi ludzkie kości umoczone we krwi. Obok, na drewnianym tronie, siedziała nieprzytomna Gedril. Jej twarz i dłonie zdobiły ślady krwi. Na ścianie wymalowano pentagram i inne bluźniercze symbole.
- Oto sprawca wszystkich szkód i cierpień! - wskazałem kobietę. - Szukała winnych wśród was, a sama okazała się wspólniczką diabła!
- Tak! Spalić ją! - krzyczał tłum.
- Spokojnie! - zaoponowałem. - My się nią zajmiemy. Sprowadzimy ją na właściwą drogę.
Inkwizytorzy chwycili Gedril i w towarzystwie krzyków i przekleństw zanieśli matkę przełożoną do podziemi ratusza.

Gdy matka przełożona odzyskała przytomność, leżała nago rozciągnięta na drewnianym łożu, z rękami i nogami w stalowych klamrach. Jej usta szczelnie okrywał knebel z białej chusty. Podniosłem się z koślawego zydla i podszedłem do łoża. Spojrzałem Gedril prosto w jej błękitne oczy.
- Twoje ciało opętał szatan. - szepnąłem cicho. - Mam sposób na to, jak go z ciebie wypędzić.
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Nie wiedziała, o co chodzi. Nie domyślała się, że upozorowaliśmy akt czarnej mszy i bezbożne praktyki czczenia szatana.
Wyjąłem z kieszeni płaszcza gęsie sztywne pióro. Obróciłem je w palcach.
- Ty zmuszałaś swoje ofiary do krzyku. Ja ciebie zmuszę do śmiechu. Co ty na to? - na mych ustach pojawił się ironiczny uśmieszek.
Przejechałem piórem po jej gładkich pachach. Szarpnęła rękami, chcąc je opuścić w dół, ale klamry dobrze przytrzymały je na miejscu. Kontynuowałem, napawając się niemym błaganiem o litość w oczach Gedril. Muskałem piórem jej aksamitną skórę na szyi i piersiach. Drażniłem sutki, doprowadzając jej ciało do konwulsji. Szarpała się na wszystkie strony, ale klamry nie na wiele pozwalały. Po chwili przeniosłem się niżej, łaskocząc czubkiem pióra zgrabny brzuch, wrażliwy pępek i delikatne boki. Histeria torturowanej przybrała na sile. Próbowała wyrwać ręce tak bardzo, że na nadgarstkach pojawiły się sine wybroczyny po obtarciach. Nie zważając na to, skierowałem narzędzie tortur na okolice intymne i na wewnętrzną stronę ud. Gedril wiła się jak wąż, chcąc choć na chwilę uciec przed łaskotaniem. Ja byłem nieubłagany. Kierowałem się jeszcze niżej, docierając do zgrabnych stóp matki przełożonej. Gdy czubek pióra zaczął krążyć po jej bosych podeszwach, myślałem, że wyrwie klamry ze stołu i ucieknie. Rzucała się na łożu i krzyczała przez knebel. Na jej ciele dostrzegłem drobne kropelki potu. Na twarzy zrobiła się czerwona, mocno pulsowały jej skronie. Ze śmiechu zaczęły po policzkach Gedril płynąć łzy. Brzuch szybko opadał i się podnosił łapiąc każdy łyk powietrza.
Po jakimś czasie zaprzestałem tortur. Ciało matki przełożonej opadło na łoże. Odłożyłem pióro i nachyliłem się kobiecie do ucha.
- To była zemsta nękanego ludu. - powiedziałem spokojnie. - Teraz nagroda dla Boga.

Po środku placu ustawiono gruby drewniany pal. Wokół niego ułożono pokażną ilość suchego chrustu.
Gedril, okryta jedynie cienką chustą, została przywleczona przez inkwizytorów i przywiązana do pala. Na placu natychmiast pojawił się wzburzony tłum. Dla takiego miasteczka czyjaś śmierć była nielada atrakcją.
- Ci ludzie są świadkami, że znaleziono cię przy ołtarzu ofiarnym, gdzie składałaś cześć swojemu panu. Wokół leżały ludzkie kości ociekające krwią. Za taki czyn Inkwizytorium skazuje cię na śmierć przez spalenie na stosie. - wygłosiłem formułkę.
Kiwnąłem głową. Jeden z pomocników przystawił pod chrust płonącą pochodnię. Ogień błyskawicznie zaczął się rozprzestrzeniać, liżąc ciało Gedril. Zajęło się ubranie kobiety, a po chwili jej długie ciemne włosy. Matka przełożona zaczęła krzyczeć z bólu. Ogień pochłaniał jej ciało, jednocześnie unosząc do nieba uleczoną duszę. Po paru minutach przytrzymujące sznury się przepaliły i ciało Gedril upadło w kłęby dymu i wir ognia. Na koniec egzekucji z ubrania i ciała kobiety zostały zgliszcza.
- Amen! - dodałem.

Wróciliśmy do Fares następnego dnia. Oczywiście od razu musiałem udać się do przełożonego i zdać mu szczegółowy raport.
- Dobrze, że zakończyłeś te nielegalne polowania, ale nie powinieneś uciekać się do takich metod. - powiedział z naganą w głosie Limar. - Rzuciłeś na Gedril bezpodstawne oskarżenia.
- Wiem, panie. - próbowałem się tłumaczyć. - Ale nie widziałem innego wyjścia. Sam powiedziałeś, że ten zakon ma wpływy u króla. Jak inaczej miałem się jej pozbyć?
- Ważne, że nikt już nie działa na naszym terenie bez naszej wiedzy. A za swój występek postaraj się o solidną pokutę.
- Tak uczynię, panie. - spuściłem wzrok.
Udałem się do świątyni w Laris. Położyłem się na posadzce na znak krzyża, twarzą do ziemi, i trwałem tak w milczeniu dłuższy czas.
- "Czego się nie robi dla dobra wiary?" - pomyślałem ze skruchą.
  
SzalonyKurlik
18.02.2012 22:45:08
Grupa: Użytkownik

Posty: 6 #
Od: 2012-2-18
a jest kots chetny na laskotki ze slaska?/
  
maciek20
20.06.2012 07:58:43
Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: DONGURALESKO

Posty: 11 #
Od: 2012-6-14
Ja mam łaskotki na żebrach i dla mnie jest to najgorsza tortura jaka może być
_________________
ZIP-SKŁAD WALKA TRWA BRACIE
  
BlackMoon
25.08.2014 18:09:59
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 31 #
Od: 2010-9-11
"U stóp bogini"


Było to jakiś czas temu, gdy uczęszczałam jeszcze do liceum. Miałam w szkole fajnego kolegę, któremu niezbyt szło w nauce. Poza tym chyba wpadłam mu w oko, bo usilnie się starał wprosić do mnie na korepetycje. Prawdę mówiąc też mi się podobał, więc po krótkich namowach zaprosiłam go do siebie. Nawet nie myślałam, że to pierwsze spotkanie na gruncie prywatnym tak się skończy i generalnie wpłynie na moje dalsze życie.

Zanim jednak doszło do naszego pierwszego spotkania zauważyłam dość ciekawą reakcję owego kolegi. O ile dobrze pamiętam siedział na lekcjach w ławce za mną. Niejednokrotnie przyłapałam go na tym, jak gapił się na moje nogi. Jak się później okazało nie same nogi go tak interesowały ile moje stópki. Do szkoły na ogół chodziłam w dżinsach, białych skarpetkach i czarnych trampkach. Ponieważ na lekcjach było ciepło często rozwiązywałam sznurowadła w trampkach i zsuwałam je trzymając buty czubkami palców zagłębionymi w ich wnętrzu. Szurałam nimi po podłodze, zakładałam je, po chwili znowu zdejmowałam aby całkiem oprzeć stopy na butach zgniatając ich materiał.
Przy takich zabawach w moim koledze aż krew się burzyła i narastało podniecenie. Jak sam później przyznał najbardziej ekscytował go moment, gdy miałam ukryte paluszki wewnątrz butów, a widoczne podeszwy wyginałam w przód i w tył naprężając i marszcząc materiał skarpetek.

Tego dnia, co mój kolega miał przyjść na korepetycje, ubrałam się bardziej elegancko. Miałam na sobie czarną minisukienkę, cieliste rajstopy i czerwone zamszowe czółenka na koturnie. Swoje długie, rude włosy, rozpuściłam tworząc z nich istną burzę wokół głowy.

Kolega przyszedł punktualnie, w ręku trzymał zeszyt i książkę do nauki, w drugiej butelkę wina. Zapowiadało się interesujące spotkanie.

- Wejdź do mojego pokoju. - pokazałam mu drzwi. - Ja w tym czasie pójdę do kuchni po kieliszki i po coś do picia.

- O'kej. - uśmiechnął się i pokiwał głową.

Gdy wyszłam z kuchni do przedpokoju niosąc kieliszki i napój prawie oniemiałam z wrażenia. Można wręcz rzec, że mnie zamurowało.
Kolega trzymał w rękach moją czarną balerinkę, stojącą wcześniej na półce z butami, i wąchał ją zagłębiając nos do wnętrza buta. Na mój widok spłoszył się i żeby zatrzeć poprzednie wrażenie obejrzał buta i się uśmiechnął.

- Ładne masz balerinki. - bąknął pod nosem. - Świetnie muszą wyglądać w nich twoje stopy.

- Nie ściemniaj. - uśmiechnęłam się życzliwie. - Widziałam jak wąchałeś mojego buta i przyznam, że chyba nawet ci się to podobało. Chodźmy do pokoju.

Wszedł za mną bez słowa i usiadł na fotelu obrotowym, stojącym obok biurka. Usiadłam na łóżku, stawiając wcześniej kieliszki i napój na biurku.

- Myślę, że korepetycje z matematyki poczekają. - stwierdziłam po chwili. - Wydaje mi się, że bardziej podejdą ci korepetycje z adorowania moich stóp. Nie raz w szkole przyłapałam cię, jak gapiłeś się na moje stópki. Teraz będziesz miał okazję osobiście się nimi zająć. Jednak zanim dostąpisz tego zaszczytu najpierw moje buty wymagają odpowiedniej opieki.

Spojrzał się na mnie takim wzrokiem, jakby nie wiedział o czym mówię. Kiwnęłam na niego palcem pokazując mu, aby położył się na podłodze obok łóżka.

- Kładź się psie! - warknęłam na niego ostro. - Czy mam jutro w szkole powiedzieć, że lubisz zabawiać się kobiecymi stopami?

Chcąc nie chcąc położył się na podłodze, kładąc głowę na wprost moich stóp.

- Grzeczny chłopiec. - powiedziałam zakładając nogę na nogę.

Nad swoją twarzą miał teraz podeszwę mojego prawego pantofelka. Oparłam go na jego nosie.

- Liż! - padł rozkaz.

Nie wiele się namyślając wystawił język i powoli zaczął lizać podeszwę buta. Wodził językiem po koturnie i bokach buta. Całował i ssał czubek pantofelka. Widać było, że sprawia mu to przyjemność. Po paru minutach, gdy dokładnie wylizał drugiego buta zabrałam mu swoje stopy.

- Zdejmij mi buty, tylko delikatnie! - rozkazałam swojemu niewolnikowi. - Napawaj się ich zapachem!

Chłopak zdjął z moich stóp oba pantofelki i po kolei zaczął wdychać zapach moich stópek z wnętrza butów. Ta czynność również trwała kilka minut. W końcu stwierdziłam, że za oddaną postawę należy mu się nagroda.

- Chcę mieć podnóżek, który odpowiednio zajmie się moimi stópkami. - zadecydowałam.

Niewolnik szybko położył się ponownie na podłodze i z wielkim oddaniem zaczął całować, wąchać i lizać moje stópki w rajstopach. Ssał paluszki, wodził językiem po śródstopiu i przygryzał delikatnie pięty. Nawet nie wiem czy te pieszczoty nie bardziej jemu się podobały niż mnie. Starannie z wielką dokładnością wylizał moje stópki, aż rajstopy lśniły od jego śliny.

- Starczy! - odepchnęłam go prawą stopą. - Pół godziny przyjemności to i tak za dużo jak na pierwszy raz mój niewolniku. Napijmy się wina.

Chłopak podał mi kieliszek napełniony ciemnym rubinowym płynem. Sam chwycił drugi kieliszek i przytknął go do ust.

- Za udane korepetycje. - wzniosłam toast.

- Za bardzo udane. - dodał chłopak i wypił wino.

Odstawił kieliszek na biurko i usiadł obok mnie na łóżku. Położył sobie na kolanach moje nogi i zaczął muskać je czubkami palców, rysując nimi linie od krawędzi sukienki do wierzchniej części stóp. Czasami zapędzał się na wrażliwe podeszwy, czym powodował na mojej twarzy szerszy uśmiech.

- Masz piękne i zgrabne nogi. - stwierdził w końcu. - I stópki jakie wrażliwe.

- Cieszę się, że ci się podobają. Ale to jeszcze nie koniec atrakcji na dzisiaj. - dodałam.

Wstałam z łóżka i wyszłam do drugiego pokoju aby się przebrać. Zdjęłam wszystko z siebie z wyjątkiem bielizny, postanowiłam ubrać się bardziej wygodnie. Założyłam luźny t-shirt, niebieskie dżinsowe rurki, białe skarpetki w czarne paski i szkolne czarne trampki. Wracając do pokoju chwyciłam z szafki w przedpokoju szczotkę do włosów, leżącą pod lustrem.

Gdy weszłam do siebie, chłopak leżał na łóżku na plecach i chrapał. Środek usypiający, dodany do wina, zaczął działać.
Mój niewolnik był niezwykle umięśniony i ciężki. Zajęło mi trochę czasu zanim rozciągnęłam go na łóżku na kształt litery "Y". Zdjęłam z niego koszulkę i przywiązałam mu ręce do nóg łóżka za pomocą pasków do spodni. Nogi związałam razem w kostkach grubym sznurem, którego drugi koniec przytwierdziłam do ramy od materaca. Leżał naprężony jak struna w niebieskich dżinsach i białych skarpetkach.
Miałam chwilkę czasu, aby posprzątać kieliszki i wino. Mój niewolnik ocknął się dopiero po godzinie. Gdy otworzył oczy i zorientował się, że jest przywiązany do łóżka, szarpnął się nerwowo i rozejrzał po pokoju. Dostrzegł mnie, stojącą w drzwiach ze szczotką w ręku. Obracałam nią i spoglądałam na niego. Jaki był teraz bezbronny i zdany na moją łaskę. Wysoki i umięśniony mężczyzna leżał u stóp kruchej dziewczyny i wkrótce miał błagać o litość.

- Co się dzieje? - spytał przestraszony. - Dlaczego jestem przywiązany do łóżka? Korepetycje ci się nie spodobały?

- Przyznam, że bardzo dobrze zająłeś się moimi bucikami, a i pieszczoty stóp były bardzo przyjemne. - powiedziałam podchodząc do łóżka. - Ale jak wcześniej mówiłam pora na drugą część korepetycji.

Odłożyłam szczotkę do włosów na biurko i usiadłam obok niego na łóżku. Pogłaskałam go po policzku i przejechałam palcami po nagim torsie. Poczułam lekkie drgania, co uświadomiło mi, że mój więzień jest bardzo wrażliwy.
Chwyciłam za sznurówki trampek i powoli zaczęłam je rozwiązywać obserwując zachowanie chłopaka. Patrzył na tę czynność łapczywie, słychać było, jak przełyka z trudem ślinę. Rozchyliłam materiał butów i zdjęłam trampki odsłaniając cienkie czarno-białe skarpetki.

- Sprawdź czy moje trampki lepsze są od koturnów. - powiedziałam, kładąc mu oba buty na twarzy, wnętrzem do dołu.

Usłyszałam charakterystyczne posapywanie, chłopak delektował się zapachem moich butów. Przyciskałam co jakiś czas buty do jego twarzy, aby więcej aromatu dostało się do jego nosa. Po pięciu minutach rzuciłam buty na podłogę i oparłam mu na twarzy swoje stópki w skarpetkach. Muskałam nimi nos i uszy.

- Wystaw język psie! Chcę poczuć twój jęzor na swoich skarpetkach! - rozkazałam. - Co prawda wolałbyś pewnie jakbym miała na sobie skarpetki po całym dniu chodzenia w nich, ale niestety musisz zadowolić się świeżutkimi wyjętymi dopiero co z szafy.

Chłopak wystawił język, a ja jeździłam po nim swoimi stopami. Od paluszków, przez śródstopie, do pięt.

- Wąchaj i całuj, bo większej nagrody już dzisiaj nie dostaniesz! - dodałam po chwili. - Mogę tylko napomknąć, że czeka cię kilka godzin prawdziwych tortur.

- Jak to? - spytał mój niewolnik, gdy akurat nie miał zatkanych ust moimi skarpetkami.

- Nie zadawaj niepotrzebnych pytań! - kopnęłam go w czubek nosa, aż stęknął z bólu. - Podjęłam decyzję, że niezbyt starałeś się aby zadowolić mnie swoimi pieszczotami i należy ci się kara. I starczy już tego lizania! - zabrałam mu stopy z twarzy.

Zdjęłam skarpetki i pomimo protestu chłopaka obwiązałam nimi jego głowę i usta, szczelnie kneblując swojego niewolnika. Usiadłam okrakiem na jego brzuchu, przodem do głowy.

- Teraz sprawdzimy, gdzie nasz młody fetyszysta ma największe łaskotki. A może nie masz łaskotek? - spytałam, zaglądając mu prosto w oczy.

Szarpnął się nerwowo, przez knebel wydobyły się jakieś błagalne protesty. Bacznie mnie obserwował, chcąc wyczytać w moich myślach, czy żartuję. Ale poruszające się palce, zbliżające się do jego napiętych pach, dały mu do zrozumienia, że to nie żarty i że zaraz czekają go straszne męczarnie. Pomyślał zapewne o swojej ogromnej wrażliwości i strach nim zawładnął. Był wstanie znieść niejeden ból, ale łaskotanie było gorsze od innych bardziej doraźnych bodźców. Nie potrafił go opanować, przy każdej próbie łaskotania wył ze śmiechu i rzucał się na wszystkie strony. A teraz jego koleżanka z klasy, drobna i szczupła ruda kobietka, miała pastwić się nad nim kilka godzin, łaskocząc go do granic wytrzymałości.

Błagalnym wzrokiem obserwował moje dłonie, które powoli zbliżały się do jednego z bardziej wrażliwych miejsc na jego ciele. Gdy moje paznokcie zetknęły się z naprężoną skórą i krótkimi włoskami tak się rzucił, że mało mnie z siebie nie zwalił. Rozstawiłam szerzej swoje nogi, aby mieć lepszą równowagę i bez skrupułów zaczęłam muskać jego wyciągnięte ramiona i dołeczki w pachach. Szarpał i rzucał się na ile tylko pozwalały mu więzy. Przez knebel było słychać stłumiony śmiech i krzyk. Po paru minutach zrobił się czerwony na twarzy i z trudem oddychał. Oderwałam palce od jego pach i dałam mu chwilę przerwy na złapanie tchu.

- O jaki wrażliwy jest mój niewolnik. - zauważyłam po pierwszej dawce tortur. - A to dopiero początek. Myślę, że pachy nie są twoim najczulszym punktem. Dlatego teraz zajmiemy się boczkami i żeberkami. Co ty na to? - spytałam złośliwie.

Spod knebla wydobył się niezrozumiały bełkot, na znak stanowczego protestu przeciwko dalszym torturom. Zignorowałam te jęki i zsunęłam się niżej, siadając na biodrach chłopaka. Moje opuszki palców zaczęły powolny taniec na brzuchu niewolnika, zataczając kółka wokół pępka i drapiąc paznokciami okolice żeber. Co jakiś czas zapędzały się na naciągnięte i wrażliwe boki. Chłopakowi po jakimś czasie popłynęły z oczu łzy, było widać, że łaskotki są trudne dla niego do zniesienia. Męczyłam go jeszcze z parę minut, łaskocząc jego żebra i boki, aż w końcu zrobiłam mu kolejną przerwę.
Zeszłam z niego, chwyciłam z biurka szczotkę do włosów i usiadłam na podłodze na wprost jego stóp. Przesunęłam dłońmi parę razy po jego podeszwach, aby wygładzić materiał skarpetek. Odłożyłam szczotkę i zaczęłam powoli drapać jego pięty. Przesuwałam się ku górze, łaskocząc śródstopie i poduszki pod palcami. Gdy tam dotarłam chłopak tak zaczął wymachiwać stopami, że mało mnie nie kopnął. Trafiłam chyba na najczulszy punkt.

- "Bingo" - pomyślałam z satysfakcją. A głośno dodałam: - O widzę, że znalazłam bardzo wrażliwy punkt. Co ty na to, abym poświęciła mu więcej uwagi?

Znowu zagłuszone błagalne jęki. Ściągnęłam chłopakowi skarpetki, wstałam i położyłam mu je na nosie.

- Delektowałeś się moimi skarpetkami, czystymi z szafy. Teraz powąchaj sobie takie, po całym dniu noszenia. - zaśmiałam się i wróciłam do jego stóp.

Związałam mu cienkim sznurkiem duże palce u stóp, aby nimi nie machał na boki. Odgięłam palce do tyłu i drugi koniec sznurka obwiązałam wokół sznura, oplatającego jego kostki.

- No, teraz miejsce pracy mamy odpowiednio przyszykowane. - stwierdziłam z zadowoleniem. - Możemy kontynuować!

Wzięłam do ręki szczotkę i zaczęłam szorować nią napiętą skórę pod palcami i śródstopie. Reakcja przeszła moje najśmielsze oczekiwania...


Chłopak zaczął rzucać się na łóżku jak opętany. Bałam się, że zerwie więzy, ale na szczęście były dobrze zrobione i skutecznie trzymały torturowanego na swoim miejscu. Szczotka zwinnie jeździła raz po jednej raz po drugiej stopie nie zatrzymując się nawet na moment. Podeszwy chłopaka zrobiły się czerwone od szorowania. Spod knebla coraz słabiej było słychać śmiech i krzyki, moja ofiara była już bardzo zmęczona. Jeszcze kilka ruchów szczotką, gdy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.

- "Kto to może być?" - pomyślałam ze zdziwieniem. - "Przecież rodzice mają wrócić dopiero jutro."

Chcąc nie chcąc odłożyłam szczotkę i wyszłam na przedpokój. Zamknęłam drzwi do pokoju i zajrzałam przez wizjer. Na korytarzu stała moja najlepsza przyjaciółka Sandra. Chwilę się zastanawiałam czy ją wpuścić, jak zareaguje na widok związanego chłopaka. W końcu otworzyłam drzwi i dziewczyna weszła do środka.

- Hej! - uśmiechnęła się na powitanie. - Co słychać? Tak wpadłam, bo mi się nudziło w domu.

- Rozbieraj się. - zaproponowałam. - Mam dla ciebie propozycję na wspólną rozrywkę.

- A jaką? - spytała zaciekawiona Sandra zdejmując swoje beżowe baleriny.

Instynktownie spojrzałam w dół i ujrzałam zgrabne stópki w cielistych rajstopach. Od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmieniłam postanowienie co do rodzaju niespodzianki. Doszłam do wniosku, że chłopakowi już starczy na dzisiaj tych tortur, a moja przyjaciółka swoim ubiorem aż prowokuje, żeby się nią zająć. Skąpy różowy top na ramiączkach i niebieska dżinsowa mini robiły swoje. Do tego jeszcze te długie rozpuszczone blond włosy.

- Niespodzianka. - uśmiechnęłam się promiennie. - Ale najpierw wejdźmy do kuchni. Ciepło jest, to się czegoś zimnego napijemy.

- Dobra, tylko najpierw skorzystam z toalety.

Sandra zniknęła za drzwiami łazienki, ja w tym czasie błyskawicznie napełniłam dwie szklanki cytrynowym napojem i do jednej z nich wsypałam środek nasenny. Podobnego użyłam usypiając chłopaka. O dziwo mój kolega grzecznie leżał w pokoju, nawet nie dochodził stamtąd choćby najmniejszy odgłos.

- "Bardzo dobrze. Nie zdradzi swojej obecności i nie zepsuje niespodzianki." - pomyślałam z zadowoleniem, że moja intryga pomyślnie się rozwija.

Sandra wyszła z łazienki i weszła do kuchni. Usiadła przy stoliku.

- I co słychać? - zagaiła rozmowę, biorąc do ręki szklankę z napojem.

Przezornie szklankę bez środka nasennego trzymałam już w ręku. Wypiłam nieduży łyk, to samo zrobiła moja przyjaciółka.

- A nic ciekawego. - bąknęłam od niechcenia. - Jak zaznaczyłam mam dla ciebie niespodziankę, ale zanim ci ją pokażę może przejdziemy do większego pokoju i włączymy sobie jakiś film?

- A nie może film poczekać? - spytała Sandra. - Ciekawość mnie zżera.

- Dlatego im dłużej poczekasz tym niespodzianka będzie bardziej zaskakująca.

Weszłyśmy do większego pokoju i usiadłyśmy na kanapie. Włączyłam jakąś komedię na DVD, nawet nie pamiętam już jaką. Ważne, że Sandra zajęta filmem przestała wypytywać o niespodziankę.
Minęło może z dziesięć minut, jak moja przyjaciółka osunęła się na kanapie i zasnęła. Środek nasenny zaczął działać.
Zerwałam się z kanapy i szybko wpadłam do swojego pokoju. Mieliśmy niewiele czasu aby zamienić chłopaka z Sandrą miejscami. Podeszłam do związanego kolegi i zdjęłam mu knebel. Oblizał wyschnięte usta i popatrzył na mnie wrogim wzrokiem.

- Nic nie mów. - zastrzegłam od razu. - Jak nie chcesz być dłużej łaskotany musisz mi pomóc.

- Wszystko co chcesz. - wysapał. - Tylko już mnie nie łaskocz.

- W sąsiednim pokoju leży na kanapie moja przyjaciółka. Uwolnię cię, a ty przyniesiesz ją tutaj i rozciągniemy ją na łóżku. Przywiążemy w ten sam sposób co ciebie i się nią zajmiemy jak się ocknie.

Chłopak na znak aprobaty kiwnął głową. Rozwiązałam go a on poszedł do drugiego pokoju. Po chwili niósł dziewczynę na rękach i położył ją na łóżku.

- Daj ją na brzuch, tylko połóż jej głowę na boku, żeby się nie udusiła. - wydałam polecenie. - Ona ma bardzo wrażliwe stopy w przeciwieństwie do reszty ciała, więc tym miejscem się zajmiemy.

Po kilku minutach Sandra leżała rozciągnięta na brzuchu na kształt litery Y. Dodatkowo poluzowałam trochę rajstopy na jej stopach i obwiązałam duże palce czarnym cienkim sznurkiem, związałam obie stopy razem i koniec sznurka obwiązałam wokół stelaża od materaca. Stopy dziewczyny wystawały poza krawędź łóżka, więc po naciągnięciu sznurka jej palce odchyliły się do tyłu naprężając materiał rajstop i skórę na podeszwach. Idealnie przygotowane miejsce tortur. Dodatkowo zakleiliśmy Sandrze usta, aby nie robiła hałasu.

Po pewnym czasie dziewczyna się ocknęła i nerwowo poruszyła na łóżku. Widząc swoją sytuację obróciła głowę i spojrzała na nas, siedzących przy biurku. Jej zdziwienie w oczach, rzecz bezcenna.

- O, już się obudziłaś. - zauważyłam. - To dobrze, bo mój kolega dostał ostatnio niezły wycisk ode mnie i obiecałam mu, że będzie mógł się odegrać. Oczywiście niekoniecznie na mnie. Akurat tak się złożyło, że ty się nawinęłaś więc skorzystamy z tej okazji. Mogę tylko dodać, że mój kolega jest bardzo wrażliwy i jego wrażliwość została wystawiona na ciężką próbę. Zatem przypuszczam, że on będzie chciał sprawdzić twoją wrażliwość. Dlatego twoje stopy zostały idealnie unieruchomione i wyeksponowane. Chyba już domyślasz się o co chodzi? - spytałam na koniec.

Sandra ze złością spojrzała na mnie, nie wiedząc dlaczego ja to robię. Chłopak w tym czasie położył szczotkę do włosów na łóżku obok stóp dziewczyny.

- Poczekaj! - wstrzymałam jego zapędy. - Skoro już jest taka sytuacja, to przy okazji chcę się dowiedzieć czegoś od Sandry, a na to pytanie nigdy nie chciała odpowiedzieć, pomimo, że jest moją przyjaciółką. Czy spotyka się z moim byłym chłopakiem?

- A po co ci to wiedzieć? - spytał chłopak. - Bierzmy się za nią. Muszę odreagować te długie tortury.

- Cicho! - warknęłam groźnie. - Jesteśmy u mnie i to ja będę decydować co tu się będzie działo! Mam do Sandry sprawę i się nie wtrącaj! Co najwyżej będziesz używał tortur jak nie będzie chciała odpowiedzieć. I tylko wtedy jak ci każę!

Zdjęłam knebel z ust dziewczyny i rzuciłam go na biurko.Chłopak w tym czasie usiadł na nogach Sandry, tyłem do jej głowy, mając między kolanami stopy dziewczyny.

- No więc jak? Dowiem się wszystkiego czy ma zacząć tortury? - spytałam tonem, który wymagał natychmiastowej odpowiedzi.

- Co cię obchodzi, kto jest moim chłopakiem? - Sandra była zdenerwowana. - I dlaczego mnie związaliście? Jakim prawem?

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. - zauważyłam. - I od kiedy pytaniem odpowiada się na pytanie? No gadaj! - ponagliłam ją.

- Nic ci nie powiem! - uparła się dziewczyna.

- Jak chcesz. Zaczynaj! - kiwnęłam głową na chłopaka.

Ten bez namysłu zaczął wszystkimi palcami muskać podeszwy dziewczyny. Najpierw pięty i wycięcia po bokach. Po chwili środek śródstopia i tuż pod palcami. Łaskotał z coraz większą intensywnością, zmieniając miejsce ataku swoich palców. Sandra wybuchnęła głośnym śmiechem i zaczęła rzucać się na łóżku. Próbowała poruszyć stopami, ale więzy były idealne i nie mogła nimi drgnąć nawet na milimetr. Chłopak kontynuował łaskotanie drażniąc głównie śródstopie i paluszki. Jednostajne ruchy z góry na dół i odwrotnie. Dziewczyna piszczała i śmiała się ile sił w płucach.

- Przestańcie! Ja już nie mogę! - krzyczała przez śmiech. - Błagam!

- Przerwij na chwilę! - rozkazałam chłopakowi, który jak na komendę zaprzestał łaskotania.

Sandra opadła na łózko i ciężko oddychała. Podeszłam do niej i odgarnęłam jej włosy z twarzy. Pogłaskałam po policzku i otarłam łzy.

- No powiedz, co ci zależy? Ja muszę to wiedzieć! - uparłam się. - Wiem, że i tak długo nie wytrzymasz łaskotania, zwłaszcza po stopach, gdzie masz największe łaskotki. Poza tym widzę, że mój kolega niezbyt się przykłada, a nie chcesz chyba abym ja się tobą zajęła? Moje długie paznokcie lepiej wybadają skórę na twoich stópkach.

- Nie muszę się tobie spowiadać. - Sandra nie dawała za wygraną. - Nawet jakbym chodziła z twoim byłym chłopakiem to co z tego?

- To to, że okazał się jeszcze większym bydlakiem niż za jakiego go uważałam. A teraz gadaj wszystko, albo wracamy do łaskotek.

- Pieprz się! - wyrwało się dziewczynie.

- Chyba się przesłyszałam! - warknęłam gniewnie.

- Zjeżdżaj stąd! - krzyknęłam do chłopaka i zrzuciłam go z łóżka.

Sama zajęłam jego miejsce i bez żadnych skrupułów zaatakowałam stopy Sandry wszystkimi dziesięcioma palcami. Łaskotałam bardzo intensywnie i bez przerwy na złapanie oddechu. Byłam tak wściekła, że nie miałam zahamowań aby porządnie wymęczyć dziewczynę. Ostre paznokcie znaczyły ślady na materiale rajstop i skórze stóp. Sandra wiła się pode mną jak wąż i krzyczała z całych sił. Nawet nie zwracałam uwagi na to czy nie usłyszą jej sąsiedzi. Moja furia trwała od kilku minut, miałam ochotę wyłaskotać Sandrę za wszystkie czasy.

- Przeeeestaaaań! Błaaaagaaaam! - krzyczała dziewczyna pomiędzy kolejnymi wybuchami śmiechu.

- Przeproś! - rozkazałam. - Albo będę cię tak łaskotać jeszcze kilka godzin!

- Przeeeepraaaaaszaaaam! - Sandra wydusiła ostatkiem sił.

Dziesięć minut intensywnego łaskotania złamało dziewczynę. Oderwałam palce od jej stóp. Zeszłam z łóżka i poszłam się napić. Za mną do kuchni przyszedł chłopak.

- Niezły wycisk jej dałaś. - zauważył. - Chyba nawet większy niż mnie.

- Wkurzyła mnie! - trochę emocje ze mnie opadły. - A poza tym już od jakiegoś czasu chciałam ją porządnie wyłaskotać, tylko nie było okazji. A my widzimy się jutro w szkole.

- A co z nią? - spytał ciekawy.

- Jeszcze mi nie odpowiedziała na pytanie. Myślę, że to nie koniec przesłuchania.

Przejdz do góry strony<<<Strona: 2 / 2    strony: 1[2]

  << Pierwsza     < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » FETYSZ » ŁASKOTKI

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!


TestHub.pl - opinie, testy, oceny

Najlepsze strony o BDSM KTO NAJLEPSZY W BDSM