Bondage wrestling
No właśnie, ja to też trochę inaczej definiuję. Z uwagi na warunki najczęściej domowe + mimo wszystko amatorów, to wykluczam uderzenia, ale też rzuty. Po prostu na ogół jest dość ciasno, w pobliżu są kanciaste meble, podłoże to nie mata, a 'zawodnicy' najczęściej nie mają przećwiczonych upadków. Ale mimo to walki na ogół zaczynaliśmy od stójki, tyle, że przy obalaniu trzeba uważać.
Przydają się ochraniacze (wystarczą zwykłe 'ocieplacze' na kolana).

No właśnie. Różne dźwignie, duszenia, ściskania czy trzymania. Dopuszczone siedzenie niemal na twarzy lub wręcz na twarzy. Poza tym odklepanie może przerywać rundę (i oznacza przegraną klepiącego), ale też może być jedynie traktowane jako prośba o zluzowanie chwytu, a nie całkowite z niego zwolnienie.
Opcji jest wiele, ta elastyczność jest fajna, bo można ułożyć zasady pod to, co komuś pasuje, eliminować elementy, które się nie podobają (np. uderzenia). Choć mma czy walkę na gołe pięści ogląda się całkiem fajnie.

Czyli z góry zakładasz, że z facetem nie masz szans i możesz jedynie łagodzić skutki?
Przyznam,że moja pierwsza walką z kobietą mocno mnie zaskoczyła. Spodziewałem się po pierwsze łatwej wygranej (mimo,że nie jestem duży, moim sportem jest rower, więc ręce mam wątłe, a biceps pewnie niewiele większy od kobiecego, ale jednak jestem facetem!). Po drugie, że kobieta to taka 'porcelanowa lala' czyli trzeba bardzo uważać, by jej niechcący nie uszkodzić i z byle braku komfortu (nawet nie jakiegoś bólu) już będzie odklepywać. A po trzecie, że uległa natura kobiety sprawi, że trudno będzie ją zachęcić do rywalizacji, zaszczepić jej wolę wygranej itd.
Tymczasem większość okazała się mitami bez pokrycia. W tym to, że kobieta nie atakuje - może i może być w tym skuteczna. A jeszcze jak odkryje, że to facet z przyczyn kulturowych boi się dać 100%, ma wahanie - wykorzystać to, by to on musiał klepać/wpadł w trzymanie itd.
No i ten zakres ruchów. Np. nogi. Nawet nietrenująca kobieta prawie szpagat zrobi. Jest taki chwyt, gdzie dominująca strona leżąc na przeciwniku oplata swoimi nogami jego nogi i rozciąga na boki. Kilkukrotnie lądowałem w takim chwycie i efekt był dość podobny. Okazywało się że moje dość silne nogi nie są silne jeśli chodzi o rozciąganie na boki. A jeśli nie utrzymam ich razem (co już samo w sobie boli) to zapoznam się z prawdziwym bólem i wręcz panicznym klepaniem. Wtedy ma się gdzieś męskie ego.

Jedna z partnerek w zapasach miała tą właściwość, że jeśli wygrałem lub choćby zremisowałem rundę to kolejna była o wiele cięższa. U dziewczyny odpalała się jakby 2x większa determinacja by wygrać. Z jednej strony było to fajne, bo podkręcało rywalizację. Ale z drugiej... ona na prawdę była zdeterminowana, a wówczas najczęściej miałem... przesrane i kolejne rundy przegrywałem.
Mam wrażenie, że część kobiet, jeśli pokona ograniczenia kulturowe (nie tylko naturalną uległość, ale też troskę o męskie ego, o faceta z którym walczy, że jak ona go pokona, to jakby odbierze mu męskość, wprowadzi go do niekomfortowej psychologicznie sytuacji itd. - taki 'syndrom matki-opiekunki'), to lekko nie jest, mimo, że teoretycznie to kobieta ma większe ograniczenia fizyczne (mniejszą siłę, wydolność, inną 'naturalną' rolę niż walka itd.).

Czymś innym jest walka, gdy facet jest znacznie większy od kobiety. Np. on przypakowany, a ona drobna. Jednak, gdy oboje są zbliżonych gabarytów, to nagle nie ma tej męskiej przewagi. Ona nie wynika z męskości jako takiej, a po prostu tego, że często to facet trenuje, ma 180cm, wagę 90kg, w bicepsie ponad 40cm. A ona 160cm, 45-50kg, ze sportów, to czasem chodziła na aerobik, a biceps niemal nie istnieje i daleko mu choćby do 30cm... w takiej sytuacji facet jest tym 'męskim obrońcą' (lub dominatorem).
Ale jak oboje są podobnych gabarytów, kobieta tu wcale tak nie odstaje. Zwłaszcza,że ta motoryka mała... Dla faceta często jest to coś obcego. Dla faceta liczy się siła i najczęściej ona wystarcza by zdominować kobietę. Tu pytanie, czy czasem kobieca 'natura' nie powoduje tego, że kobieta daje się zdominować, bo jej to bardziej pasuje do relacji (on silny, męski, dominujący, ona wątła, eteryczna, uległa)? A rywalizacja nie jest dla kobiety czymś naturalnym? Kobiet jest znacznie mniej w sportach jakichkolwiek, nawet w tych nie uznawanych za 'męskie' i w tych, gdzie kobieta 'nie dostanie mięśni'.
To ostatnie to też kolejny ciekawy wątek. Np. kiedyś rozmawiałem z kobietami trenującymi sporty walki (w tym zapasy). I właściwie chyba wszystkie rozmówczynie stwierdziły, że wyraźne, spore mięśnie są dla nich wadą uprawianego sportu. Owszem smukła sylwetka tak, ale rozbudowana nie. Facet, gdy trenuje, to najczęściej jest zadowolony, że przy okazji sportu niesylwetkowego staje się większy, bardziej nabity mięśniami.
Kobiet w tym zakresie nie rozumiem, bo dla mnie umięśniona kobieta wygląda zajebiście - uwielbiam taki silny typ kobiecości. Poza tym naturalne właściwości kobiecego organizmu powodują, że mięśnie u kobiet 'ukrywają się', że trzeba mocno pracować nad obniżeniem naturalnego body fat, by pojawiła się rzeźba.

Ta filozofa wierzby nie jest szkodliwa? Nie zakłada minimalizacji strat, czyli z góry przyjęcia założenia, że nie da się wygrać? Bo z jednej strony wątła kobieta, a z drugiej ON, FACET. ON ma przewagę nawet jak 10 lat leży przed TV, a ona coś tam trenuje regularnie (nie mówię o sportach walki czy siłowych, a o tzw neutralnych typu fitness, rower, bieganie itp)

Tak, wiązanie jest ciekawe. Np. zanim zobaczyłem filmiki np. Veve Lane to wiązanie zaczynałbym od nadgarstków. A tymczasem w walce najlepiej zacząć od związania rąk za plecami, ale na wysokości łokci. Praktycznie nie da się tam sięgnąć by to rozwiązać, zaburza to stabilność, a dla większości jest dużym zaskoczeniem i opóźnia reakcję.
Ktoś, kto ma związane ręce na wysokości łokci jest w zasadzie już czystą ofiarą. To tylko kwestia czasu aż zostanie związany całkowicie, a nie kwestia tego 'czy zostanie związany'.


Udało Ci się wygrać z facetem, zdominować go czysto fizycznie? Gdy on nie chciał/nie planował Ci ulec.





  PRZEJDŹ NA FORUM